Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 23. 07. 2010 r.

 

 

 

Kupiłem „Teorię Pieniądza J. M. Keynes’a” Stanisława Bączkowskiego. Już z góry wiedziałem, że książka będzie nietknięta, bo sprzedający zamieścił informację, że jest nie porozcinana. To nic nowego w kwestiach książek, które kupuję, ale czemu akurat odnośnie teorii pieniądza i ekonomii.

 

Kim był ów Keynes? John Maynard Keynes znany jest głównie z książki „Ogólna teoria zatrudnienia, procentu i pieniądza.”. A w każdym razie tę książkę umieszcza w swojej „100 najważniejszych książek świata” Martin Seymor-Smith i to pod numerem 88. Motywy tego autora są dosyć ośle, ale czasem trudno mu odmówić racji w tym zestawieniu. Co nie zmienia faktu, że dopatrzyłby się gnozy nawet studiując instrukcję obsługi nocnika.

 

Kiedyś napisałem do jednego sprzedawcy, że przesadził lekko umieszczając Adolfa Hitlera jako aktora filmu „The Doors”. Użyłem dodatkowo argumentu, że każdy neonazista wie, co znaczy 88, gdyż na jego prezentacji handlowej była ta liczba, pokazywana w prawdziwym nadmiarze. Odpisał, że widać jestem neonazistą, skoro wiem, co to znaczy, bo on w tym celu musiał aż spojrzeć do jakichś źródeł. Co nie zmienia faktu, że nazistowski przywódca Niemiec nie był aktorem filmowym w latach dziewięćdziesiątych XX wieku – o ile był nim w ogóle.

 

Widocznie jednak wiedzieć, to wróg naszego życia gospodarczego, skoro lepiej nie wiedzieć i mieć dużą sprzedaż. Ale logika, ta prosta metoda układania myśli, przydaje się na pewno w rozumowaniu. Gdy ktoś myśli, to przynajmniej chciałby wiedzieć, że inni myślą przy użyciu tych samych sposobów. Oczywiście, może się zdarzyć, że istnieje jakaś inna logika, ale lepiej poprzestańmy na tej, którą znamy. I to nie przez zachowawczość, ale dlatego, że nie zrozumiemy się zupełnie, zanim wymyślimy, opracujemy i upowszechnimy zasady nowej logiki.

 

Ktoś, kto wie o czymś, nie jest tym czymś, o czym wie. Podobnie obrońca nie stanie się słabą, ale mającą wzięcie szansonistką, gdy broni jej przed ludźmi, którzy najpierw ją z jakichś powodów stworzyli, a potem płaczą, że ich ten Golem bije. Jeśli poszli tam jako sługi, na zlecenie pisać tej piosenkareczce ckliwe melodyjki, a ta teraz wyżarła się i ma ich gdzieś, o przepraszam, w liternictwie, to do kogo mają pretensję… Napędzili jednak życie gospodarcze w oparciu o swoją niewiedzę o takich muzycznych japiszonach, bo ta pani sprzedać się potrafi i się sprzedaje. Ale nie stanie się bandytą adwokat broniący bandyty tylko dlatego, że go broni. Aby się stać bandytą, trzeba mieć do tego inklinacje, popaść w określone towarzystwo, zostać popchnięty do tego przez okoliczności... ale gdy ktoś ma dostatecznie mocny charakter, nie stanie się bandytą nawet w najgorszej sytuacji.

 

Widziałem program o ogrodnictwie, gdzie japiszon porównany został do pnącza. Szybko się pnie na cudzej łodydze, byle wyżej. Inteligentna roślinka. Ale takie pnącze rzadko kiedy stanie się podporą dla drzewa. Może dla innych pnącz. I to całe jego możliwości. A na nim zbudowana została światowa gospodarka ostatnich trzydziestu lat. My jednak w Polsce rządzimy się innymi regułami, a w zasadzie brakiem reguł. Książki teoretyków ekonomii, którzy wywarli tak wielki wpływ na gospodarki kapitalistyczne są u nas albo nie wydawane, albo podważa się zawarte w nich przemyślenia. I leżą kilkadziesiąt lat nie czytane przez nikogo. Oczywiście, był to czas gospodarki socjalistycznej, gdzie nie potrzeba było takich teoretyków. Ale dziś pieniądz stał się modus vivendi naszej rzeczywistości, jak w tamtych okrzepłych już w kapitalizmie gospodarkach. Czemu zatem dziś także nie mają wzięcia?

 

Jedzie tu taki kretyn i trąbi w niepogodę na ostrym zakręcie na dziurawej bocznej ulicy, bo inny kretyn nie znający się kompletnie na urbanizacji zrobił skrzyżowanie świetlne i puszcza tędy przeładowany ruch uliczny. Typowy neofita i nieuk, który nie zastanawia się nad konsekwencjami swoich działań, a działa. A może to dziecko beztroskie, które nie wie, że ogień parzy i pakuje rękę do paleniska. Tylko czemu nie swoją?

 

Ale poszukajmy innego toposu. Może to dziecko, które przyszło do pana od muzyki i puknęło w klawiaturę pianina. Pan zaraz się oburzył i krzyknął: „Nie rusz, bo popsujesz.”. I skończyła się muzyczna edukacja dziecka. Zastraszone odeszło i nigdy więcej nie tknęło instrumentu. Opowiadał mi jeden specjalista od naszej ciemnej siły gospodarczej, która jednak, jak widzimy, jest sprawczynią tego cudu gospodarczego, że musiał iść do szkoły tłumaczyć się, że napisał za córkę utwór muzyczny. Pani od muzyki burczała, że to niewychowawcze, by rodzice za dziecko pisali utwory. Nie wiem, co się teraz dzieje w szkołach, ale wyobraź sobie, czytelniku, minę tego speca gospodarczego, jak na niego fuknęli, że pisze muzykę, kiedy ten nie umiałby nawet jej wysłuchać. Teraz to dziecko już sporządniało, nie pisze żadnych utworów nawet na zadanie domowe, a całymi dniami siedzi na Allegro. To przecież też muzyka, a przynajmniej podkradziony termin muzyczny. Włoska szkoła. Szybko i potem może jeszcze szybciej.

 

Wyjaśnił się zatem nasz cud gospodarczy, który powoduje, że w tym morzu recesji nasza gospodarka funkcjonuje dosyć dobrze nawet pomimo głupiego rządu. Władza jednak zakrzyknie, że to jej zasługa. A szczególnie monetaryści wrzasną, że to ich dzieło. Doszli już do tego stopnia samozaparcia, że zaczęli krytykować jednego z twórców neoklasycznej szkoły z Cambridge, do której w końcu należał Keynes, choć poszedł trochę dalej w swych rozważaniach. Bo przecież nasi muszą być górą, szczególnie w kwestiach gospodarczych, skoro gospodarka działa, pomimo tego, że chcieli ją zepsuć.

 

Ale oczywiście polscy ekonomiści zawsze chcieli ją ratować. Balcerowicz albo Belka, cóż za tuzy myśli ekonomicznej. A w istocie ich mierne postępki na szczęście nie zadusiły resztki rozsądku u ludzi w Polsce. Tyle lat gnębienia Polaków w ciemnej sile, która niszczyła wszelkie próby wyjścia z tego opłotka. I to nie od kilkudziesięciu lat, jak chcą niektórzy, ale od trzystu lat, jak twierdzę w oparciu o fakty. I nie udało się rodzimym łajzom zablokować chęci Polaków do stworzenia lepszego życia. Czy to się udaje?

 

Wieczne kłótnie i wojny, wieczne poddawanie się obcym wpływom wreszcie nauczyło Polaków, że trzeba zachować się jak to dziecko przy pianinie. Puknąć w klawisze i zobaczyć, co z tego wyniknie. Może nie zna systemu tonalnego, ani jego koślawego ewolucyjnie dziecka jakim był serializm. Może nie wie, co to kontrapunkt, ale umie wysłyszeć następstwa dźwięków, które mu w środku pobrzękują i to wyjdzie mu spod palców. Bawi się tą muzyką... jak dziecko. Ale to jest właśnie twórcze.

 

I może tak samo bawi się sprawami gospodarczymi nasz rodzimy niedouczony przedsiębiorca. Umie usłyszeć potrzebę i całą swoją pomysłowość pcha w to, aby się udało ją zaspokoić. Że Anglik zapomniał, że Niemiec nie wie, że Francuz z wygody nie myślał. A kogo to obchodzi. Żyjemy w Polsce. Dlatego gospodarka działa, a nie dlatego, że głupawy profesor ekonomii na siłę chciał ją zepsuć, pompując w nią kolejny eksperyment – swoje służalcze sposoby upchania tu wymarłych teorii po to, by potem nagle stwierdzić, że może nie były właściwe.

 

Prawdziwe życie gospodarcze zapewniają bowiem ludzie. Chętni do działania mimo głupoty rządzących, mimo ograniczenia umysłowego bankowców, mimo tej całej biurokratycznej bandy. Pchają ten wózek w tym bagnie, bo znają ten teren, bo wiedzą, że nie mają wyjścia, bo potrzebują go doprowadzić na miejsce. A nie dlatego, że głupek z nahajką krzyczy im nad głową, że idą nie tam, gdzie trzeba. Sami wiedzą, gdzie iść.

 

Ale ta niewiedza... czy lepiej jej stawić tamę. To że polscy ekonomiści z katedr nie potrafią wypocić swoich teorii, to już wiemy. To że są marnymi kopiami swoich zachodnich kolegów, to też wiemy. Bo kto nie czytał książek nawet z drugiej ręki – czyli autorów o autorach – jeśli nie polscy ekonomiści? A może ta ich niewiedza także przyczyniła się do rozrostu pędu do zmiany na lepsze w Polsce, którego nie zatrzymał nawet światowy kryzys. Może i oni są jak to dziecko przy fortepianie, a ja ich tu chcę odpędzić od klawiatury.

 

Nie mam fortepianu i nie mam potrzeby gonić dzieci od nauki. Dlatego kupiłem tę książkę, by bodaj ktoś ją porozcinał. I wyjmuję nożyk z kieszeni, gdy dojdę do następnej nie rozciętej składki. Zupełnie jakbym po raz kolejny walczył z podłotą ZUS-u, którego złodziejstwo także nie zabiło jeszcze naszej gospodarki, pomimo wszelkich swoich wysiłków. I czytam. A rozcięta składka jest jak zakładka.

 

Jednakże nie widzę żadnej szansy dla tego naszego neofity, tak gorliwego w swych ślepych wysiłkach i, póki co, mającego więcej szczęścia niż rozumu. Niewiedza nie zastąpi dobrze zgranego teoretycznie opracowania. Nie stworzy się czegoś trwałego w oparciu o brak systematycznej wiedzy. Jeśli zatem nie musimy korzystać z cudzych opracowań, to musi powstać polska szkoła ekonomii.

 

Kiedyś w jakimś programie wypowiedział się jakiś młody ekonomista, że polskie firmy nie muszą dbać o innowacyjność wynikłą z nowatorstwa naukowego i technicznego, a wystarczy, że oprą się na swoich pomysłach w marketingu. Bo to w oczach tego kogoś także innowacyjność. Trochę zajechało jaskinią zbójców. A czym będą handlować, gdy nie będą mieli własnego wyrobu? Raz tych ze Wschodu a raz tych z Zachodu? A żyć będą z czego? Z nadwyżki (marży) w handlu czy na kredyt? Niestety innowacyjność to skutek wdrażania myśli w postaci wynalazków i ulepszeń o charakterze technicznym. Jednakże od biedy marketing także można zaliczyć do techniki, bo przecież techne to sztuka. Może być zatem sztuka marketingu. Zupełnie jak sztuka mięsa, albo: „W wojsku musi się zgadzać sztuka.”. Jeden to jeden, dwa to dwa... Ale zamek to nie zawsze zamek.

 

Ale czy to ma sen? Czy tak naprędce sklecona teoryjka jest równie mocna jak tak sklecona gospodarka? A może przyczyny tej siły tkwią gdzie indziej. Może ziarno wyrosło pomimo tego, że długo leżało porzucone na strychu? Mimo wszystko, jak ziarno z grobowców faraonów, które wyrosło i dało plon po tysiącleciach. Jednakże nic nie wyrośnie bez głowy i ręki siejącego, którą jest wiedza, i bez żyznego gruntu, którym jest potencjał ludzki.

 

Jednakże nic nie zastąpi wiedzy. Po co popełniać błędy innych, gdy ci już dosyć składnie opisali je już dawno. Może ta niewiedza trwoni niestety wysiłki dziecka, bo nie było nauczyciela, który rzekłby: „A co ty grasz, dziecko? To ciekawe. Zostań, nauczę cię zasad muzyki.” – zrobił to, by w pełni wykorzystać potencjał uzdolnionego dziecka. Bo dziecko nie wie, że nie wolno, a mimo tego robi coś twórczego, a może właśnie dlatego. Albo nauczycielka nie poleciała do mamuni i tatunia, oskarżać ich o pisanie utworów za córkę, gdy ci Bogu ducha winni dorobkiewicze nie rozumieli nawet, o co chodzi, bo kupili tylko drogi instrument dziewczynce, aby zaszpanować kasą i może wychowa się z tego jaka gwiazda. I zamiast tego siadła owa pani i nauczyła dziewczynkę czegoś jeszcze, bo zauważyła w niej talent.

 

I tak samo z gospodarką, może ktoś powinien tym osłom dać bodaj podręczniki do nauki ekonomii. Pieniądz stał się tak silnym motywem działania, ale nie znając starych teorii pieniądza, nie sposób stworzyć nowych. A przy tym istnieje możliwość, że zacznie się dreptać cudzymi śladami, nie znając ich nawet. I dlatego może warto bodaj przetłumaczyć na polski książki Jevonsa, A. Marshalla, A.C Pigou, H. D. Hendersona, D. H. Robertsona i wreszcie owego Keynesa. Aby stworzyć własną szkołę trzeba coś umieć. Nie wystarczy oprzeć się na genialnym instynkcie ludzi, którzy jak samorodny talent, jak złoty samorodek, radzą sobie w pierwszych krokach gospodarczych, jak to dziecko w pierwszych dźwiękach wydobytych z mroku czarnego pudła fortepianu.

 

A może ekonomia rządzi się modami jak muzyka i ogród? Może to, co było wczoraj jest tylko straconym czasem, który przeminął? Może jest jak niemodne spodnie i bluzka kupiona z licytacji albo w ciuchlandzie? Ale dobrze jest wiedzieć, jak wyglądały te przeżyte kształty, by samemu z niewiedzy nie stworzyć czegoś kubek w kubek identycznego i nie szczycić się potem, że się wynalazło coś na czyimś śmietniku. Czy Anglicy, Francuzi albo Niemcy są wolni od takich grzechów? Na pewno nie. Zaczęli je popełniać jeszcze Włosi, wynajdując rzeczy, które świetnie były znane Grekom i Rzymianom. Ponownie odkrywali albo fałszowali odkrycie, by korzystając z ludzkiej niewiedzy o tym, podać się za autora nowego wynalazku. Ale Włosi nie dlatego mają tak dużo wynalazków na swym koncie, że są leniwi, ale zauważyli, że człowiek staje się wydajniejszy, gdy korzysta z usprawnień. I zauważyli to dawno.

 

Podobnie Amerykanie, którzy rozwinęli swoją gospodarkę nie znając Keynesa i całej neoklasycznej szkoły angielskiej w ekonomii. W XIX wieku tej szkoły po prostu jeszcze nie było, a bum amerykańskiej gospodarki dopiero się zaczynał. Ale czy nie znając „Poetyki” Arystotelesa można pisać dzieła? Oczywiście, że można, skoro ta poetyka nie dała dobrych rezultatów u Greków, bo po jej powstaniu ich literatura skarlała, choć przedtem była. Ale dała świetne efekty u tych ludów, które ją szybko przyswoiły. To samo jest z teorią pieniądza rodem ze Szkocji. Bo Keynes, co tu dużo mówić, był Szkotem. Bo co może zrobić rozsądny Szkot jeśli nie pisać o pieniądzu. Ale zasady przez niego wyłożone działają do dziś, skoro gospodarka zaczęła padać z powodu zadłużonych nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. Widać Amerykanie też nie doczytali prostych prawd, opisanych przez Keynesa, że trzeba zamiast kopania dziur w ziemi, dla pozyskania jakichś dóbr naturalnych, budować dla ludzi domy, bo to napędzi gospodarkę. Ale nie w oparciu o pęd do nadmiernych zysków dla specjalistów od sprzedaży, których nie sposób potem wyegzekwować, bo nie wypracowało się ich podstawy, czyli prawdziwego kapitału. A potem ratuje się bandytów, którzy do tego doprowadzili i to z kasy państwowej, a nie tych, którzy są ofiarami tego procederu, napełniania kabzy pieniądzem bez pokrycia. I co z tego, że to był pieniądz bankowy a nie rzeczywisty? Obrzydliwe typki w bankach, które teraz robią miny, że nie są wróżkami, kompletnie zawiodły, bo także nie znały teorii pieniądza.

 

A czemu o tym w Dzienniku muzycznym? A czy mamona nie dźwięczy? Czy nie gra w naszych uszach najczystszą muzyką? Przecież tylko takiej muzyki chcą obecnie Polacy i nie tylko oni. Inne sprawy są ciche i stoją w kątach, jak ta nie porozcinana do końca jeszcze książka o kasie. Angielskie granie. Wysuwa się szuflada, dźwięczy dzwonek i zaczyna się „Money”.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

Do góry