Są różne metody zachęty do myślenia. Diogenes
z Synopy zachęcał do myślenia kawałkiem mięsa
przyniesionym na próżną dyskusję w Akademii. Ale
to była wielka Akademia, pisana z wielkiej litery –
Akademia Platońska. Dziś skarlałe myślenie różnych
postśredniowiecznych uprawnionych do wygłaszania
publicznego (profesorów) jest siłą tych małych
akademijek i małej akademii, która, odkąd Justynian
raczył zamknąć ich wielką poprzedniczkę, została
nam jako popłuczyna myślenia.
Ktoś powie, że noszenie mięsa na akademię to
cynizm... Zgadzam się z Kotarbińskim, że widział w
tym szkołę kynicką a grecki nurt w myśleniu i
filozofii określał zgodnie z jego językowym
pierwowzorem jako kynizm. Od κυνικός–
psi. A
gdzie się podziała taka zadziorna zachęta do myślenia
dzisiaj? Dziś panowie profesorowie wygłaszają swe
komunały ex cathedra. Ich nadęte pojęcia są
surogatem po czymś, czego w zasadzie nie rozumieją.
W tępy sposób powtarzają komunały, zasłyszane od
podobnych do siebie. I na tym się kończy ich misja.
A niestety, metoda Diogenesa jest skuteczna do
dzisiaj. Może ktoś powie, że cynizm jest już potępiony
na tysiące sposobów. Może tak jest, ale w myśleniu
ślepych ludzi, którzy nie zauważyli, że w głupocie
pokoleń cynizm stał się swoim przeciwieństwem. Stąd
ta potrzeba przywrócenia jego pierwotnej nazwy –
Kynizmu. Jednakże to niestety własność
polszczyzny, która tak za pośrednictwem nieudolnie
pojmowanej łaciny zasymilowała to pojęcie. Zauważmy
jednak tego zaletę. Bo co poczną ludy, które przyjęły
prawidłowo kynizm jako kynizm i nadały mu jego obecną,
wypaczoną formę? My możemy przynajmniej to zróżnicować
językowo.
Ale można inaczej... Inaczej zachęcać do myślenia.
Na przykład jak Konfucjusz, który zalecał prostą
metodę – swój własny przykład. Ja myślę i Wy
myślcie. Nie idźcie we wszystkim moim śladem, ale
myślcie. Rozważajcie każdą sprawę, zanim coś
rzucicie bez ładu i składu. I wtedy nie będzie to
takie bezmyślne, ale może zawrzecie w tym bodaj
pierwiastek mądrości, bodaj ślad po niej. Inaczej
stałe jazgotanie niewolników. Ale w takim sposobie
jak i w myśleniu kynickim trzeba przyjąć twarde
reguły prawa. Inaczej zaczyna się zwykła kłótnia
przeradzająca się w walkę na pięści i pałki.
Kiedyś jakiś mądry komentator sportowy, widząc
okładających się pięściami w ringu, stwierdził:
„Widać jak bokserzy myślą”. No, brawo, Panowie
i Panie. Dziś także widzimy takich myślących na każdym
kroku. To wierne pokolenia wychowanków Platona, wszakże
był zapaśnikiem. Po co takich ludzi zachęcać do
czegokolwiek. A po to, by wyzwolili się z ciemnoty,
jak i sam Platon wyrwał się z tego odium, gdy zaczął
pisać o Sokratesie. Sam niewiele wniósł, jedynie
winniśmy mu jego przeinaczenia i zaokrąglenia w myśli
wielkiego filozofa. Ale skoro myśliciel nie zostawił
po sobie pism, a wszystko, co po nim zostało,
przychodzi do nas z ręki samozwańczych apostołów,
to co zrobić?
Ale metoda Diogenesa jest najlepsza. Prosta i
skuteczna: Przerwijcie jałowy dyskurs i zacznijcie myśleć
– bodaj przez moment. Może wtedy, za jakiś czas
nauczycie się tej sztuki i sami sobie przerwiecie
pustą gadaninę, pieniacki słowotok – i
zastanowicie się nad problemem, przerywając
chatranie się wokół tego problemu. Przyjdą wtedy
do każdego myślącego Muzy i może cokolwiek usłyszy
więcej, niż to, co myśl podsuwa. Ktoś zakrzyknie:
„A jest coś więcej?”. Otóż właśnie, jest.
Andrzej
Marek Hendzel
|