Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 14. 03. 2011 r.

 

 

 

W prostym jak drut serialu czasem można znaleźć więcej prawdy niż w dysertacjach doktorów i profesorów. Gdy ktoś zachęca na siłę do twórczości jakiegoś osła, którego mają za nauczyciela, ten prędzej popadnie w alkoholizm, bo to było treścią jego fascynacji literaturą na studiach, niż spłodzi cokolwiek wartościowego. Jego uczennica z chęci pomocy napisze cokolwiek własnego, choć na swoim poziomie, co będzie bardziej twórcze niż całe życie tego automatu do pieczątek, jakim jest pedagog. Już prędzej pani robiąca pierogi wykaże się czymś, bodaj książką kucharską, bo ona jest prawdziwie twórczą osobą, gdyż jej płody to dzieci jej wyobraźni. Krojone nieco na miarę, choć w wypadku pierogów raczej według sztancy.

 

To, co widzimy w „Dniu Świra” – zupełnie bezpłodną twórczo personę, która nie umie sklecić prostego wierszyka, ale jej fascynacji Mickiewiczem starcza, by pleść do siebie o młodzieńczej miłości, natomiast uczniów nie umie zachęcić do czegokolwiek, tylko do napełniania przestrzeni bździną i modlitwą sąsiada – to jest treścią nauczycielstwa i to nie tylko polskiego. Biedny, zakompleksiony, czterościenny onanista z jego gazetą codzienną. Oto obraz skrojony na miarę tego gatunku ludzkiego.

 

Nawet długa i dość w sumie rzeczowa rozmowa z kimś takim, to daremny trud. Nieuleczalne miernoty, zawistne i ciemne, które nauczają innych jeszcze większej ciemnoty, niż ta w której siedzą ci biedni, przeznaczeni do kastracji wyobraźni taką nauką. Wiedza jest wartością, ale wiedza zdobyta na siłę, jak tresura psa, wycina z mózgu ludzkiego swobodę myślenia. Pies będzie biegł także bez głowy, ale czy człowiek.

 

Biedne czworonogi, które są tą metodą męczone, a nigdy nie daje im się wykazać swoją inwencją. A cóż dopiero pozbawiony prawa do rozwoju wyobraźni człowiek. Wszystko według wyuczonego, ciasnego wzoru, spasowanego idealnie, ale nietwórczego. I mamy pokolenia małych zawistników, pokolenia niewolników i o duszyczkach sługusa. Takimi stworzyli ich ich starsi koledzy w ciemnocie.

 

Gdyby na przykład rozpatrzyć taką obelgę – „Ty jesteś antytalent!”. Cóż ona znaczy. W fizyce jest pojęcie antymaterii. Antymateria to też materia, której kręt (spin) ma odwrotną wartość. W kontakcie z materią ulega całkowitej anihilacji (rozpadowi na falę elektromagnetyczną) i zabiera ze sobą w zaświat tyle samo materii, ile jej było. Ale ciągle jest to ta sama materia. Można sobie wyobrazić cały Wszechświat uczyniony z takiej materii.

 

I na zasadzie analogii – antytalent to także talent, tylko innego typu. Odwrotny od tego, który ktoś w kimś wytresował, może nowy typ talentu, może inny rodzaj myśli, która kiedyś także utrwali się w jakiś ciasny paradygmat, ale teraz tli się gdzieś. A może takie wyzwiska są skutkiem jedynie małości wyzywającego, któremu nie mieści się w głowie coś, czego nie rozumie, co po raz pierwszy zobaczył, usłyszał czy poczuł innym zmysłem lub gdzieś, jednakże chyba nie we własnym schematycznym wnętrzu. Schematyczne myślenie bowiem nie boi się tego, co samo stworzy, bo niczego nie tworzy, ale tego, co stworzy ktoś poza nim. Wszakże polskie słowo myślenie zawiera dwa słowa ukryte – „myśl” i „lenie”. I to zależy już od każdego z nas, do której kategorii wewnętrznej chcemy przynależeć. Nie do końca zależy jednak od tych, którzy są poddani przymusowi nauki szkolnej, gdzie ciemna siła, która sama siebie zwolniła z myśli, wtłacza w serca i mózgi młodych ludzi swoje lenistwo.

 

Tak wychowane jest całe społeczeństwo obecnie, całe pokolenia były niszczone duszą niewolnika, a widać to najbardziej w muzyce. Czemu tu? Bo muzyka jest tym delikatnym narzędziem pomiaru stanu duchowego społeczeństwa, tym czułym języczkiem uwagi, który powinien skupiać cały wysiłek umysłowy, gdy wskaźnik popłynie nie tam, gdzie powinien. Wystarczy, jak na końcu tej wskazówki siądzie mucha głupoty, by cały mechanizm poznania samego siebie, jako grupy, umarł. I głupolek miejscowy i głupolek obcy nie wie wtedy, co dobre a co złe. Wszystko mu się miesza w jedno, albo niesie na swój mały i podły piedestalik coś, co powinno dawno spłynąć rynsztokiem. Nie mówiąc, że w takim społeczeństwie, gdzie tego rodzaju kurioza się nie zdarzają, działa porządnie zbudowana kanalizacja.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

 

 

Do góry