Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 30. 06. 2011 r.

 

 

 

Trzeba redefiniować pojęcie muzyk. Kim dzisiaj jest muzyk? Czy to ten, który umie wygrać na jakimś instrumencie odpowiednio szybki trylik? Czy może ten, który umie taki trylik zanotować? I to przy użyciu dowolnego narzędzia.

 

Czy miarą kompozytora jest to, że notuje on swoje dzieła na papierze? Nie zapominajmy, że Grecy pisali na liściach palmowych albo na (bardzo drogim, bo importowanym) papirusie. Ale przetrwały (chyba) tylko te zapisane na kamieniu. A papier, czy papirus to także wynalazek. Podobnie jak gładzony kamień albo duto do rzeźbienia w kamieniu.

 

Kiedyś pewien dyrygent powiedział do mnie:

 

- To zostało napisane na komputerze?

 

I co miałem takiemu odpowiedzieć. „Broń Boże. Kto pisze na komputerze?”. Po co miałbym coś pisać na komputerze? Szczególnie, że mam zdjęte obudowy. I co miałbym na nim napisać? „Tu naciśnij, a wyskoczy ci ptaszek.”? Ale ten dyrygent to naturalizowany cudzoziemiec, nauczył się mówić jak Polacy, a trzeba przecież mówić z sensem. Wypadałoby raczej rzec: To zostało napisane przy użyciu komputera.

 

Kiedyś słyszałem o jakimś zacofańcu, który nie chciał się nauczyć Auto-CAD-a i stwierdził: „Po co mi Auto-CAD, kiedy ja mam takiego Auto-CAD-a w głowie?”. Cóż, są różne przyczyny dla podtrzymania swej zachowawczej siły, ale żeby wyobraźni używać właśnie do tego, by podbudować (argumentem) nieuctwo... To cudownie, że ktoś coś umie na przykład - grafik komputerowy umie rysować na kartce papieru. Jedno drugiemu nie przeczy. Gorzej, gdy ktoś ma się za grafika, a nie umie narysować prostej kreski na papierze, ale to specyfika tej domeny – komputeryzacja humanizmu. Jednakże nigdy ten komputer nie zamieni się w nic innego – zawsze będąc narzędziem. Nawet w pełni samodzielny myślowo, będzie narzędziem. Upodmiotowienie komputera jest raczej dziedziną czystej fikcji. Nie umiemy tchnąć duchowości w samych siebie i innych ludzi, a jak tchniemy ją w maszynę. A człowiek ma tę duchowość. I jeśli umie dać jej przejaw przy użyciu dowolnego narzędzia, to tworzy coś wartościowego. I jeśli tym narzędziem jest komputer, to komu to szkodę przynosi? Zacofańcom, wstecznikom i zachowawczej sile wszelkiej maści ciemnoty, która także przy użyciu wynalazków starszej daty – jak papier – też niczego nie tworzy? A kto by brał wzgląd na takich?

 

Zatem redefinicja pojęcia muzyk jest konieczna, aby rozszerzyć nasze pole twórcze. Tylko do tego. Bo inaczej tylko pastuch z fujarką, który improwizuje swoje korowody jest muzykiem prawdziwym. Nie używa wynalazków poza fujarką, którą sklecił z bzu albo kory brzozowej. Ale przecież i ten instrument to także wynalazek. A po co muzyk miałby się bać wynalazków? Po to, by jakiś mierny grajek, który gra od nastu lat i uczy się pilnie po szkołach, zadarł nos i orzekł: „Ja tu  jestem specjalista. Wiesz, ile muzyk musi się uczyć?”?

 

A na koniec nie ma w tym muzyki za grosz, nawet za ćwierć grosza. Bo muzyka ukrywa się w nas i chce wyleźć na Świat dowolną drogą, po której ją człowiek poprowadzi. Jeśli tą drogą jest kod binarny, to po co jej stawać na drodze? Kim jest i jak go nazwać ten, który stanie wtedy na jej drodze? Może być albo zawalidrogą albo tym, który ją poniesie dalej. Od niego zależy, jaką rolę na siebie przyjmie. Może lepiej zostać muzykoforosem albo muzoforosem – jeśli to ma sens – lingwistycznie. Muzykoforos albo muzoforos... A może jednak muzykiem jest tylko ten, który ten trylik usłyszy jako pierwszy i pierwszy go odda ludziom... jakkolwiek.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry