Niewielu w Polsce poetów pisało o muzyce. Choć i
Mikołaj Rej kapelę przy dworze królewskim trzymał.
A Jan Kochanowski wsłuchiwał się w lutnię jak mało
który. Ale wprost o niej – o muzyce – pisali rzadko. Był wszelako Wespazjan Kochowski – Sarmata
poetycki – a jednak miłośnik muzyki. W swoich
„Epigramatach Polskich” pomieścił rzecz tę oto:
Chwała muzyki
Witaj matko uciechy, niebieska rozkoszy,
Której dźwięk blade smutki w momencie rozproszy.
Ty jak w boju pobudzasz serca nielękliwe,
Tak w tańcu animusze kołyszesz pierzchliwe.
Tyś lekarstwem frasunków, instrument ochoty,
Dziwną kręcąc odmianą myśli kołowroty.
Muzyka zwierzę, lasy, potoki i skały
Ruszy, jenoby skrzypce Orfea zagrały.
Nawet mądrzy (czy wierzyć) tak nam powiadają,
Że nieba po muzyce obracać się mają.
Nieco zatęchłe myślą scholastyczną wirujące
na muzycznych sferach światy, ale z jaką swadą
zamaszystą sieknięte epitety muzyki. Niemalże młodopolskie
zawijasy. A wszystko z 1674 albo najpóźniej z
drugiego wydania z 1681 roku. Niestety piszący te słowa
nie ma oryginału tych wydań, a jedynie wybór A.
Boleskiego w wydaniu E. Wendego i spółki. Nie dość
tego. Wydanie nigdy nie było rozcięte. Składki
luzem posklejane i bez okładki. Trzeba było oklejać,
zszywać i porozcinać tę cnotę staropolską. Ot
Polaku przebrzydły, czytaczu rozpustny i podły, cóżeś
ją tak długo z wiankiem przechowywał. I skrzypiec
Orfea nie słyszałeś i nawet pewno nie wiesz, że
Orfeusz na lirze wycinał pewnikiem plektronem, a nie
smyczkiem. Niemal jak litania ten wiersz szczerozłoty.
Jakby kto więcej wagi muzyce przydawał niż wierze w
poruszeniu skalnym. Ot i tyle o muzyce w staropolskim
języku.
Andrzej Marek Hendzel
|