Jest
wiersz tejże autorki, która napisała tę małą
powieść dla wierzących w człowieka. Tejże samej
Bronisławy Ostrowskiej. Napisany na początek tej
hekatomby, tej rzezi, tego zamroczenia umysłowego
Europejczyków...
Szubienica
Aleją
kwietnych kasztanów,
Wznoszących
Panu świeczniki,
Płynie
wśród kurzu tumanów
Lament
żołnierstwa dziki.
Na
rynku szubienica
W
wiosennym słońcu tonie,
Miasteczko
w bzów koronie...
Powietrze
woń przenika...
Płyną
tupoty i krzyki,
Świsty
i jęk tarabanów
Aleją
kwietnych kasztanów,
Wznoszących
Panu świeczniki.
Żołnierstwem
gra ulica:
Armaty,
ludzie, konie.
Na
rynku szubienica,
W
wiosennym słońcu tonie.
W
zieloność ozimych łanów,
Z
wichrem złowieszczej muzyki,
Idą
wojacy-zbójniki
Hen
– do dalekich kurhanów...
Już
przeszli. Okiennica
Uchyla
się w balkonie...
Ktoś
wzniósł ku oczom dłonie
I
blade słoni lica.
Wśród
kwietnych śni kasztanów
Na
rynku szubienica.
To
chyba najlepszy wiersz o barbarzyństwie wojny, jaki
czytałem. Nie ten opisujący ją post factum,
gdy już się zobaczyło jatkę okopów, ale ten, który
lękliwie – gdzieś zza zamkniętego okna – wysłyszał
muzykę wojny z jej całym arsenałem środków zanim
się zaczęła. Ta szubienica, którą sobie
Europejczycy postawili sami we wzajemnej waśni. I te
muzyczne zwroty „Świsty
i jęk tarabanów”, „Żołnierstwem gra ulica”,
„wichrem złowieszczej muzyki”, gdzie człowiek
zostaje uprzedmiotowiony do roli nędznego
instrumentu, na którym gra jakaś złowieszcza siła.
Arsenał
muzyczny świstem kul, wyciem bomb, rykoszetami i
wybuchami, a na koniec jękiem konających zagrał
hymn głupocie ludzkiej.
I
dzisiaj znowu Europejczycy w swojej małostkowości i
głupocie pchali się do Libii. W niezgodzie, z
brakiem koordynacji i planu – jak stado baranów
poszli wojować. I gdyby nie zawołali ponownie
Ameryki na odsiecz, to ugrzęźliby tam na całe lata.
Dobrze, że nie było tam naszych samolotów, że
chociaż tu nie poszliśmy w tym baranim pędzie.
Wystarczy tam Włochów, Francuzów czy Norwegów.
Wojownicy z psiej budy. Tylko tumult wszczynać,
szubienicę nową budować. Co zrobią Arabowie i w ogóle
Muzułmanie, gdy zobaczyli, jakimi miernotami są dowódcy
europejskich armii? Będą czekać spokojnie? Widzieli
tę karygodną nieudolność, niezgodę i brak umiejętności
Europejczyków. Poczuli padlinę nosem. I co teraz
zrobicie, ciołki jedne, gdy się ponownie po wiekach
zjednoczą? Aleście uwarzyli piwsko, aleście zrobili
interes. Nie umieliście sobie poradzić z małą i słabą
Libią, a pchacie się do roli ważniaków. To nie
jest mongolskie myślenie, ale objaw mongolizmu
waszych przywódców. Półgłówki w garniturach,
ciemnota na świeczniku – im mocniej przypalać, tym
mniej światła daje. Ot i wasza muzyka, żołdactwo
znowu na ulicach.
Andrzej Marek Hendzel
|