Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 22. 07. 2009 r.

 

 

 

W dniu kolaboranta pochwalmy beton partyjny. Kto dziś pamięta przyczynę tego święta?  A kto pamięta, że wpisuje się ona w sposób doskonały w tradycję zaprzaństwa wobec Rosji, gdyż w dniach od 11 do 22 lipca 1793 roku został zawarty traktat rozbiorowy z Rosją. Ta mała rzecz, święto mistrzowskiej liczby dwadzieścia dwa, to już tylko popłuczyna tamtego chóralnego śpiewu.

 

Partyjniactwo jednak w Polsce przetrwało i – co najciekawsze – nie w sumieniach i sercach dawnych kolaborantów, a w mózgach nowych nieuków. Cóż robią dla Polski owi nowobogaccy władzy? Jak pojmują swoją misję dziejową? Do czego są skłonni w imię swoich ciasnych poglądów?

 

Ich wysiłki są zawsze mierne i nietwórcze. Zawsze wypełnione miałkim gadaniem i kłótliwością. A efekty swoją nijakością bardziej przypominają pijackie zwidy sługusów Moskwy w czasach nieboszczki komuny, niż myślenie spójne, jasne i klarowne.

 

Dawno temu, gdy bardziej fascynowała mnie matematyka niż muzyka – każdy ma na sumieniu takie zaciemnienie umysłowe – spostrzegłem, że monumentalne wydawnictwa matematyczne dziwnie urywają się z końcem lat osiemdziesiątych zeszłego wieku. Załamałem się, gdyż wpadłem w przekonanie, że komuna bardziej dbała o Królową Nauk. Wiadomym jest przecież, że po kancie okrągłostołowym prywatnych szkół wyższych narosło jak grzybów po deszczu. Ale mało kto wie, że w żadnej z nich matematyka nie jest wykładana jako osobny przedmiot. W nowej kapitalistycznej rzeczywistości nikomu nie jest potrzebna umiejętność ścisłego rozumowania. A przecież wydawać by się mogło, że w tym nastawionym na zysk systemie, umiejętność rachowania, jako pochodna wiedzy abstrakcyjnej z matematyki, będzie potrzebna najbardziej ze wszystkiego. Nic bardziej złudnego. W kapitalizmie potrzebny jest ciemny, wyrachowany i ograniczony umysłowo nieuk, który jedyne, co potrafi, to wyzyskiwać głupszego od siebie. Stąd potrzeba ogłupienia narodu do pozycji możliwie dobrze przypominającej stan przed rozbiorami Polski.

 

A jaki był beton partyjny? Zacofany, zimny i pozbawiony sumienia moloch. Jednakże na matematykę środki publiczne były. A gdzie są one dzisiaj? Czemu zaprzestano pamiętać o umiejętnościach, które są potrzebne, by zbudować nowoczesne państwo? A bardziej nawet, by ludność kraju była światła. Ciekawostka zoologiczna bekoniarstwa, które skleciło osławionego krawężnika, nie mylić ze szlachetnym słowem krawężnik, ta sama hydra stworzyła nieuka nowych czasów. Jak mawiają: „Polski biznesmen – czarny płaszcz, czarna teczka i głupia mina.”. Bodaj taki rachować umiał, bodaj rachunek na zbiorach znał w postaci elementarnej.

 

Ale, gdy zobaczyłem, co się wydaje z muzyki i kiedy zaprzestano wysiłku w tym względzie, to już nie dziwię się wcale brakom w publikacjach z matematyki. Ktoś chce, jakaś mroczna siła, aby Polak był ciemny jak tabaka w rogu, aby był nieukiem, głupcem i prostakiem. Czy to polska władza? Być może, bo ciągle nie wiem, na czyich usługach ta władza jest. A może wrodzone skłonności do opieszałości, lenistwa i wygodnictwa? Ale takie skłonności widać bardziej na Zachodzie niż u nas, a tam publikacje z muzyki i matematyki są powszechnie dostępne. Co zatem stoi za tym procederem? Brak środków na to? Brak ludzi do tego?

 

Niech mi kto wytłumaczy, jak to się stało, że tak jest. Odpowiedź jest banalna i prosta. Polak kocha miernotę i uprawia kult miernoty. To nasze: „Nie wychylaj się.” – jest jak sztandar ciemnoty. Gdy teraz ma wolność, albo przynajmniej ten cień wolności, który nam sprzedają jako jej pełnię, to wykazał się swoimi talentami w gnębieniu tego co trudne, wymagające i wzniosłe. Tanizna, płaskość i głupota zatryumfowała.

 

Muzyka, gdy jest prawdziwa, wielka i pasjonująca jest niestety trudniejsza niż matematyka. Wymaga wielkiej wiedzy, wielkości charakteru i serca, aby być odbierana należycie. Nie wystarczy przekręcić kurek w radio i wpuścić całe stado łomotu, trzeba mieć otwarty umysł, wiedzę i horyzonty myślowe, trzeba mieć wrażliwość wyostrzoną edukacją. Nie wystarczy ciasny, tępy i prostacki odbiór walenia, jakby kto produkował prefabrykaty z betonu partyjnego. Każdy następny klocek jak całe mnóstwo poprzednich, aż do zużycia formy, do zdekapitalizowania sprzętu.

 

Czy takie rytmiczne walenie jest muzyką? Dla kogoś pewnie jest. Może dla jakiejś eksgwiazdy popu pozującej na rockmena w czarnych okularkach. Wielkie pisklę postbetoniarstwa partyjnego. Umalowane w kolorkach nowomodnej produkcji betoniarstwa epoki miernoty polskiej. Historia zatoczyła koło wielkim łukiem. Być może był to Łuk Kurski. Ale dźwięki, które nie miałyby nawet prawa ubiegania się o zaszczytne miano odgłosów z rzeźni, zostały uznane za muzykę nowych czasów. Tępe, basowe dudnienie, które w większym stopniu produkuje klocki znormalizowanego komunizmu, niż sama komuna. Jednakowa sztanca dla każdego urodziła się bowiem w Polsce po upadku komuny i teraz rządzi muzyką.

 

Bezradne miny profesorów akademii, gdzie więcej jest profesorstwa niż muzyki, nic nie są w stanie wskórać w swoich sztampowych, rutyniarskich działaniach. A pustki bibliotek, wtórują pustkom w mózgach. To ma jakieś znaczenie dla muzyki z uwagi na własności akustyczne pustych naczyń i pomieszczeń, ale zmiany w ogólnej tendencji upadku nie wprowadza żadnej. Tamę może zbudować jedynie światły umysł pojedynczego człowieka, który przeciwstawi się zarówno tandecie produkcji maszynowej jak i niemocy twórczej akademii. Muzyka jest zupełnie gdzie indziej. I ten ją pojął, kto wsłuchał się w odgłosy własnej ziemi. Nie w ludowe gdakanie, albo wyłącznie salonowe sentymenty, ale w siłę i piękno ziemi rodzinnej, przez którą słyszy ogólnoludzką prawdę. Inaczej muzyka jest jak łomot produkowanego, a potem kruszonego betonu, nie uwłaczając betonowi, jako naszej rzeczywistości w ogóle.

 

Służalstwo, zdrada i przemoc, tak doskonale ujęte w starej pieśni Chopina „Leci liście z drzewa”. Cóż bardziej smutnego i targającego za serce? Posłuchajcie, jak to śpiewa Ewa Podleś. I teraz już wiecie, o czym jest ten tekst poświęcony mistrzowskiej liczbie w dacie tego dnia. Dnia żałoby po tym, jak rodacy sprzedali własny kraj w łapy obcym. Jaka muzyczka, skarlała i rachityczna żyła wtedy w ich umysłach? Czy nie taka sama jak ta, która obecnie w nich pokutuje.

                       

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry