Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 16. 08. 2009 r.

 

 

 

Napiszę o Rusku pijaku. Jest niedziela, to wolno mi pofolgować typowo polskiej pysze. Modest z jego czerwonym nosem i zapitymi na śmierć oczyskami na kilka dni przed śmiercią na portrecie Ilii Repnina, to typowy przejaw Potężnej Gromadki. Potężnej rosyjskim przywaleniem i topornie ciosaną wyniosłością.

 

Utwory takie jak Noc na Łysej Górze to przejaw właściwego Rosjanom złodziejstwa. Niezwykle zamaszyste ilustrowanie tego, jak można ukraść, przewłaszczyć i przywłaszczyć sobie tradycję innych ludów. Boć przecież nie narodu, gdyż to już jest ordynarny rusycyzm. Z drugiej strony jego pęd do prawdy w komunikowaniu się z drugim człowiekiem i programowa antyakademickość powoduje, że jest to postać barwna jak mało która i bliska sercu piszącego te słowa. Jego śpiewność jest śpiewnością młyna wodnego, łomotliwego, huczącego i warczącego pod jękami którego przebywa cały lud rosyjski do dzisiaj. Kłopotliwość tego faktu i jego rytmika, monotonna i nudna, jak zaskowyczenie cerkiewnego chóru a z drugiej strony wyuzadane prostactwo wyhodowane wielowiekowym trzymaniem narodu w ciemnocie - i mamy Musorgskiego jak stado burłaków ciągnących Wołgą pokraczny okręt. Ich pieśń to pieśń niewolników zniewolonych przez przysadziste kształty rosyjskiego średniowiecza utrzymującego się tam do dnia dzisiejszego. Silny gwałci słabego i dusi w nim resztki wolności. Czy to dawny bojar, którego Iwan Srogi uważał za psa, czy to ichnia mafia w pańszczyźniany sposób zawłaszczająca sobie każdego jak chrześcijańską duszę. Bo chłop w Rosji to chrześcijanin, a reszta to pogańska dzika sfora psów wołających o kawał padliny.

 

Przy takim akompaniamencie musiał wzrosnąć talent niezwykły, jak wielka huba na drzewie w środku miasta, ale miasta koślawego, drewnianego o bezładnie zaplanowanej sieci ulic, choć Piotrogród to miasto eleganckie, brukowane ludzkimi czaszkami, jak miasta każdego wielkiego imperium. To stolica nowej Asyrii – dzikiej i pustej, jak piszczele jego ofiar wyssane ze szpiku przez bestialskich wojowniczych barbarzyńców, z których ich muzykanci porobili sobie instrumenty.

 

I pomyśleć, że gdyby nie Powstanie  Styczniowe w Polsce, które car tłumił podstępem swojej Czerwonej Reformy, czyli zniesieniem pańszczyzny, jaką musiał siłą rzeczy znieść potem i w Rosji, aby uniknąć buntu chłopstwa, albo jego masowej migracji do rejonów okupowanej Polski, nigdy nie byłoby tego zjawiska muzycznego, które w „Borysie Godunowie” kradnie nawet typowo polskiego krakowiaka, przyswojonego obecnie światowemu tępactwu muzycznemu, jako typowo rosyjski płód kultury. A była to przecież tylko ilustracja strachu ciemnej Rosji przed Polakiem, stojącym pod bramami Kremla. Strachy na Lachy – powiadają u nas od Moskwy do Cedyni. Tylko, kto się boi? Gdyby nie upadek majętności rodzinnych po zniesieniu pańszczyzny, Modest siedziałby u siebie, wykorzystywał jak dziadowie ciemnego chrześcijanina na wsi i nie byłoby tego pijackiego zamieszania i szklistych oczysków.

 

Czy świat by stracił? Ale owszem i to ile. Morze pustki, które wytworzyło się w wyniku gwałtu na Polsce, zaowocowało przynajmniej tym niezwykłym zjawiskiem, jakim była muzyka rosyjska XIX wieku. Złodziejska, załgana, zapijaczona - ale przy tym wyjątkowo szczera jak obszczymurek lejący na budynek stacyjny kolei nie widzący nawet, że cały peron ludzi patrzy na niego i, że nikt nie raczy bić brawa. Ale za to jaka zamaszystość. Byle tylko wcześniej nie zapomniał rozpiąć płaszcza i poły rozchylić. Jednak nic to, tym sposobem będzie bardziej dyskretny, delikatniejszy i pewien rosyjskiego kolorytu. Płaszcze oni po samą ziemię zawsze szyć umieli. A przy tym jaka cisza muzyczna, jaka wyrozumiałość dla stojących w tłumie z tobołami i wojłokami na nogach oraz jaki szacunek dla mienia państwowego. Mocz płynie po sfilcowanej materii, cichutko i aromatycznie się w nią wchłaniając.

 

Ale dzięki temu nie ma średniowiecza w Polsce. Nie ma wykorzystywanych niemiłosiernie chrześcijan przez dziką bestię pychy panów polskich. Muzyka pięknie wyje nad równiną. Rusek zaczyna się nieco miarkować w swej rozpuście, bo inaczej zdechnie marnie. Czasy cudowne, wielkie i w sam raz na rozwój Muzyki Polskiej. Wielkiej i Pięknej, jak Prawdziwa Wolność.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry