Omyliłem
się, gdy napisałem, że książka Ryszarda Wagnera
„Opera i dramat” nigdy po polsku nie wyszła. Wyszła.
W tłumaczeniu Mariana Dienstla z jego przydługim wstępem
wydana we Lwowie w 1907. Trzeba zatem odszczekać, za
to, że się nie uszanowało Polski. Widać raz
wystarczył. Nie wiem komu. Ale błąd popełnić i
nie naprawić, to błąd największy.
I co
czytamy w niej? Oto próbka:
Wszelka rzecz istnieje i żyje
wskutek wewnętrznej konieczności swej istoty oraz
potrzeby swej natury.
I
dalej jeszcze gorzej. Coś mi to zalatuje kantowskim
imperatywem kategorycznym kamienia i to rzuconego w
bliźniego stojącego pokornie oczekując na
ukamienowanie. Załamujący bełkot. Co za pomieszanie
pojęć, faktów i jaka interpretacja. Kopyto szewskie
nie wsławiło się takim bolesnym procederem w
stosunku do wszelkiej maści cholew i podeszew, niż
takie myślenie.
Ale
wszystko ładnie poukładane i robi wrażenie
sensownego. Doprawdy uwodzić durniów potrafił ten
Wagner. Zapomniał tylko, że nie tam leżała
przyczyna powstania muzyki dramatycznej, nazwanej
potem przez Włochów z Toskanii operą. Od zarania
jest to muzyka indywidualna, a kwestia roli cesarzy,
królów, książąt, hrabiów i innych bankierów to
margines społeczny. Tak oto intonował to Archiloch z
Paros:
Mnie
skarby Gigesa nie obchodzą nic;
Zazdrości
nigdym nie znał i na bogów sąd
Nie
gniewam się, i możnym nie chcę królem być:
To
wszystko tak dalekie – nie dosięże wzrok!
W
przekładzie Stefana Srebrnego. Giges to taki
archaiczny Krezus. A współczesną polszczyzną o
realiach bardziej zrozumiałych:
Na
chuj mi bogactwo Billa Gatesa...
Zazdrość
mnie nie zżera, taki los.
Nie
chcę być prezydentem Ameryki.
Te
bzdury daleko ode mnie.
Co ma jakiś groszorób do
tego, co pisze poeta, co więcej, co śpiewa poeta? Co
to za brednia? Nie dziwne, że Wagner był zabawką w
rękach możnych, takim kamyczkiem u ich bezosobowych
szmatek. A muzyce się tak przysłużył, jak
autostrady pomogły wolności. A jak kto chce na przełaj,
nawet nie korytarzem powietrznym, ale w przestrzeń.
Ot, psie życie człowieka w cywilizacji. A gdzie tu
muzyka? Na CD-ROM-ach.
Andrzej
Marek Hendzel
|