Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 19. 08. 2009 r.

 

 

 

Omyliłem się, gdy napisałem, że książka Ryszarda Wagnera „Opera i dramat” nigdy po polsku nie wyszła. Wyszła. W tłumaczeniu Mariana Dienstla z jego przydługim wstępem wydana we Lwowie w 1907. Trzeba zatem odszczekać, za to, że się nie uszanowało Polski. Widać raz wystarczył. Nie wiem komu. Ale błąd popełnić i nie naprawić, to błąd największy.

 

I co czytamy w niej? Oto próbka:

 

Wszelka rzecz istnieje i żyje wskutek wewnętrznej konieczności swej istoty oraz potrzeby swej natury.

 

I dalej jeszcze gorzej. Coś mi to zalatuje kantowskim imperatywem kategorycznym kamienia i to rzuconego w bliźniego stojącego pokornie oczekując na ukamienowanie. Załamujący bełkot. Co za pomieszanie pojęć, faktów i jaka interpretacja. Kopyto szewskie nie wsławiło się takim bolesnym procederem w stosunku do wszelkiej maści cholew i podeszew, niż takie myślenie.

 

Ale wszystko ładnie poukładane i robi wrażenie sensownego. Doprawdy uwodzić durniów potrafił ten Wagner. Zapomniał tylko, że nie tam leżała przyczyna powstania muzyki dramatycznej, nazwanej potem przez Włochów z Toskanii operą. Od zarania jest to muzyka indywidualna, a kwestia roli cesarzy, królów, książąt, hrabiów i innych bankierów to margines społeczny. Tak oto intonował to Archiloch z Paros:

 

Mnie skarby Gigesa nie obchodzą nic;

Zazdrości nigdym nie znał i na bogów sąd

Nie gniewam się, i możnym nie chcę królem być:

To wszystko tak dalekie – nie dosięże wzrok!

 

W przekładzie Stefana Srebrnego. Giges to taki archaiczny Krezus. A współczesną polszczyzną o realiach bardziej zrozumiałych:

 

Na chuj mi bogactwo Billa Gatesa...

Zazdrość mnie nie zżera, taki los.

Nie chcę być prezydentem Ameryki.

Te bzdury daleko ode mnie.

 

Co ma jakiś groszorób do tego, co pisze poeta, co więcej, co śpiewa poeta? Co to za brednia? Nie dziwne, że Wagner był zabawką w rękach możnych, takim kamyczkiem u ich bezosobowych szmatek. A muzyce się tak przysłużył, jak autostrady pomogły wolności. A jak kto chce na przełaj, nawet nie korytarzem powietrznym, ale w przestrzeń. Ot, psie życie człowieka w cywilizacji. A gdzie tu muzyka? Na CD-ROM-ach.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

 

Do góry