Różnica
między niemuzykalnym urzędnikiem a muzykalnym
zawistnikiem jest taka jak między kamieniem a betonem
– obaj są niewrażliwi na muzykę. Odłożą cię
na półkę.
Pierwszy
będzie krzyczał: „Ja jestem tylko urzędnikiem. To
pan jest twórcą, to pan ma wiedzieć, co z tym zrobić.”.
Drugi: „Czy nie wiesz, ile czasu musi się uczyć
muzyk?”. Różnica między: „Nie!” urzędnika a:
„Nie bo nie!” muzyka jest trudna do skalibrowania.
„W tej chwili trudno mi jest powiedzieć.” – oto
pytanie będące odpowiedzią na pytanie: „Czy to
zagrasz?”. Albo nadęte: „Nie przemówił do
mnie.”, gdy zapytasz o zdanie o utworze. Ktoś taki
powinien służyć za ilustrację kultu fallicznego,
gdy podczas zabawy wykazuje zdziwienie, że członek
nie mówi do niego. Oto jego bóg – muzykanckie myślenie.
A gdzie się był podział urzędas? Ano, siedzi, dłubie
ołówkiem w uchu, woskowinę wydobywa i zastanawia się,
że ten atrybut urzędactwa tak bardzo przypomina
dyrygencką batutę.
Andrzej
Marek Hendzel
|