Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 30. 12. 2009 r.

 

 

 

Od paru miesięcy doganiam przy użyciu automatu Słońce. Stałem się niemal codziennym natrętem dla kilku ludzi, dzięki którym powstały algorytmy pozycjonujące efemerydę tej gwiazdy. Oczywiście wyrażam się tu bardziej filozoficznie i poetycko niż poprawnie astronomicznie. Efemerydą Słońce jest mimo jego stałości wobec naszej ciemnoty.

 

Dało nam kiedyś życie i kiedyś uśmierci ten pyłek w kosmosie. Wchłonie go w swój rozrastający się obłok. Ze Słońca powstałeś i w Słońce się obrócisz.

 

I gdyby nie to, że to oczekiwanie na Słońce już kiedyś ktoś opisał muzycznie w sławnej piosence „Waiting for the Sun” to może bym się pokusił na utwór o takim tytule. Ale moja gonitwa za Słońcem jest w istocie polowaniem na Słońce.

 

Każdy głupawy muzyk zapyta zaraz: A po co ci to? Kto, jeśli nie muzyk albo może producent lodów i innych wyrobów kręconych, zada ci człowieku takie kretyńskie pytanie? Może ono przyjąć formę: A dlaczego to robisz? Czasem dlaczego zastępowane jest zwrotem po co. Ale w sumie myślenie ciągle spod ciemnej gwiazdy. A ty człowieku gonisz za wciąż jasną gwiazdą. Jasną jak Słońce.

 

Może zrozumienie u ludzi jest do czegoś przydatne. Ale na pewno każdy chce mieć w domu ciepło i jasno. Albo prawie każdy. I nie każdy lubi Ruskom przepłacać w ich długofalowych kontraktach podpisanych przez miernotę polityków z Polski rodem. Szukanie innego podejścia do tego problemu to jest wartość nawet w sumie dość łatwo mierzalna. I wtedy kichać na muzyków. Oni także muszą przynajmniej w cieple przechować chociaż swoje instrumenty. A mniejsza o ich ciemnotę duchową. Nie oświeci ich nic – nawet Słońce.

 

W każdym razie aparatura chodzi. Dziś było pięknie i słonecznie od samego rana. Takiego przywiązania do źródła oświecenia, jakie ma mój wynalazek, życzę każdemu w sumie dość tępemu wykonawcy muzycznemu. Na waszym rzępoleniu Świat się nie kończy. Ani nawet świt. Zawsze można skonstruować inny automat, który wiernie odda myśl muzyczną autora. I skąd wtedy będziecie czerpać natchnienie dla swojej złości, ciemnoty i zawiści?

 

Czy zatem nie odbiegamy od tematu niejako z góry narzuconego przez autora niniejszego Dziennika Muzycznego? Zapewniam wszystkich, nawet tych najbardziej zapiekłych przesiadywaczy w ciemnej piwnicznej norze ich duchowego oportunizmu, mówimy tu o muzyce. Arystoteles ze Stagiry, zwany także szlachetnym mianem Stagiryty, na pewno nie od stu posiadanych odnóży, nazywał te zjawiska muzyką sfer niebieskich. Czy nie pięknie. Zagrać sobie na Słońcu. I to przed imć sierotowatością – muzykami, rzępolidłami. Muzyka i tak wygra, nawet z takimi ciemięgami muzycznymi. A po co z nimi – wbrew nim.

 

 

Andrzej Marek Hendzel

 

Do góry