Napisałem dziś serenadę.
Wystarczy nieco zmienić rytm, puls i metrum – i ten
sam materiał muzyczny tańczy zupełnie inaczej. We
wrześniu, jak to we wrześniu, czasem także wschodzi
słońce. Przebąblowałem sierpień. Jakoś tak uciekł.
Może przeciekł między palcami – ale nie moimi.
Serenada wyszła ze struny h.
Gitara stara, ledwo stroi, ale tę akurat lubię. Kupiłem
ją kiedyś w komisie, jeszcze za nieboszczki k. Leżała
samotnie na górnej półce. I tak jakoś została.
Pudło poobijane i gryf. Nic to wielkiego nie było
nigdy. A mimo to serenada wyszła z niej. Założyłem
bluesowe struny. Brzęczą cicho.
Zastanawiałem się nad tym,
że skoro bluesmani śpiewając o kobiecie śpiewają
w istocie o złym panu, który im kasę zabiera, więzi
ich i poniewiera, to komu dziękować za bluesa? W
sumie to nie kobieta dała im natchnienie, by ta
cudowna muzyka zaistniała niegdyś na plantacjach
bawełny na południu Stanów Zjednoczonych. W istocie
to tym złym panom powinno się dziękować za bluesa.
Gdyby byli dobrzy, troszczyli się o ludzi i uczciwie
im płacili – bluesa by nie było. Kat zatem był
natchnieniem bluesa.
To nieco szokujące odkrycie
skłania mnie do przekonania, że piękna muzyka rodzi
się tam, gdzie ktoś cierpi. Inaczej i on i jego los
przeminąłby bez echa, a tak został przynajmniej
blues czy mazurek. Czujecie to? To takie proste. Pozbądź
się cierpienia a zostaje ci pusta egzystencja
maszyny... i to nie wiedzieć do czego stworzonej. Łazi
taka i co robi? A tak przynajmniej stworzy bluesa. Dla
pociechy w strapieniu i bólu. Ale stworzy.
Rola kata i oprawcy staje się
wtedy dość niejednoznaczna. Gdyby nie blues – byłby
tylko oprawcą i draniem. A tak jest jakby mitycznym
oprawcą i draniem, jak jakiś mityczny potwór, który
wyciskając cudze łzy a często krwawe łzy, stawał
się natchnieniem do twórczości.
Czyżbym postulował znęcanie
się nad ludźmi... A to już sami sobie odpowiedzcie,
jeśli szczęście upatrujecie w pięknie zewnętrznym,
to wasza duchowa pustka dopadnie was tak jak mór.
Zaraza rozprzestrzeni się szybko i wszystko zniknie.
A gdy to wnętrze rozkwitnie, jak okaleczane w końcu
dorocznie krzewy winogron, to latorośl może być słodka
i dorodna. Cierpi, ale rodzi piękny i dorodny owoc.
Nawet jak rozkołysana serenada jest jak tancerka po
nocy, która kołysze biodrami w takt słyszanej z
daleka muzyki, to przecież w tym tkwi tajemnica
muzyki, by kogoś rozkołysać.
Andrzej Marek Hendzel
|