Chińskie samochwalstwo pod niebiosa znane jest od wieków i czy K'ung K'iu zwany
u nas od zwrotu K'ung fu-tsy Konfucjuszem nie zasługuje na miano pierwszego chińskiego samochwały?
Oto co Dialogi Konfucjańskie w rozdziale IX (wydanie Ossolineum 1976 – przekład
zbiorowy) podają jako wypowiedź K'ung K'iu:
„Zaledwie wróciłem z księstwa Wei do Lu i oto już muzyka [jüe] tego kraju stała
się wzorowa [czeng], a pieśni dworskie oraz hymny ku czci przodków zaczęto stosować zgodnie z ich
pierwotnym przeznaczeniem.”.
Czy to nie szczyt samochwalstwa. K'ung K'iu urodził się ponoć w 551 roku p. n. e.
w Tsou właśnie w w księstwie Lu. Czyli wrócił do ojczyzny, zwanej przez niego „ten kraj” i twierdzi,
że był tak wpływowy, że zmienił partackie stosowanie muzyki w godziwe i zgodne z tradycją - czyli, że
był prorokiem we własnym kraju, który traktował jako nie swój kraj. Czyż nie samochwalstwo?
Co to Chińczyk potrafi… Zupełnie jak Polak, który tak nawydziwia muzyce, że cała
jest wtórna i naśladowcza a to w stosunku do włoszczyzny, to do niemieckiego „równo-równo” a to do
angielszczyzny. Ogólnie badylomania powszechna..
Ani nawet rodzimego „Oj Dana...”.
Andrzej Marek Hendzel
|