Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 215
Koszalin, 07. 07. 2017 r.
Powiem tu o pewnym słudze, który był premierem w rządzie cieni a jest cieniem w Rządzie... I tu powinno być napisane premiera, ale nie mamy premiera w Polsce od dwu Rządów.
Premiera natomiast się odbyła zza szyb kuloodpornych. Przemówił szef wielkiego kraju zza Atlantyku i powiedział słowa „piszemy symfonie”, i to wyróżnia naszą kulturę czy wspólnotę narodów. I że biurokracja jest wrogiem tej cywilizacji, której jesteśmy przedstawicielami. A jak to wygląda w wydaniu Polski?
Mamy tu przed sobą wydruk dokumentu programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego o nazwie „Zamówienie kompozytorskie”. I w tym dokumencie czytamy w §3:
„O dofinansowanie w ramach programu ubiegać się mogą następujące podmioty prawa polskiego:
1) państwowe instytucje kultury;
2) samorządowe instytucje kultury;
3) organizacje pozarządowe;
4) kościoły i związki wyznaniowe oraz ich osoby prawne;
5) uczelnie artystyczne;
6) publiczne szkoły artystyczne;
7) niepubliczne szkoły artystyczne;
8) podmioty prowadzące działalność gospodarczą.”.
Pomińmy milczeniem to, że samorząd stanowi część Państwa, zatem samorządowe instytucje są niejako instytucjami państwowymi, choć na tę chorą różnicę powołuje się każdy biurokrata samorządowy, gdy chce się wykręcić od odpowiedzialności za bodaj najmniejsze działanie. Coś nie widać tu tytułowego kompozytora, choć może zamówienie kompozytorskie mają realizować inne podmioty, a kompozytor, o zgrozo, zwykle jest osobą fizyczną. W każdym bądź razie, jak dotąd nie słyszałem a już zupełnie nie miałem okazji poznać osobiście, żadnego kompozytora, który był podmiotem prawnym – na przykład spółką z ograniczoną odpowiedzialnością.
Rozwiejmy jednak wszelkie wątpliwości prawne, bo dalej czytamy w tych cudownych dokumentach:
„Kompozytorzy indywidualnie i zespoły nie posiadający osobowości prawnej nie mogą składać wniosków w tym programie.”.
Cóż za polszczyzna i cóż dodać lub ująć? Nie składałem żadnego wniosku w tym programie, bo dla mnie jako dla kompozytora miejsca tam nie ma, gdyż, jak napisałem wcześniej, prawnie jestem osobą fizyczną.
A pan prezydent Ameryki wykrzykuje: „piszemy symfonie”. Cóż to znaczy w ustach przedstawiciela najpotężniejszego kraju Świata? Cóż to znaczy w ustach kłócącego się i gestykulując ręką w pierwszym rzędzie tej premiery a nawet prapremiery sługi firmującego ten program zamówienia kompozytorskiego? Instytucje albo związki wyznaniowe – na przykład żydowska gmina wyznaniowa – mogą wystąpić o dofinansowanie na zamówienie kompozytorskie. Podzielą się ze swoimi oficjelami i kompozytor na końcu, choć i to nie jest pewne, bo nie ma w zapisie, że kompozytor i jego istnienie w programie to wymóg formalny, dostanie jakiś ochłap. I wszyscy będą zadowoleni. Czyż nie pięknie? Polska objawiła swój geniusz kompozytorski i skomponowała nowe symfonie rękami i nogami swoich urzędników i swej rozpasanej do granic możliwości ciemnej biurokracji.
A co w tym wszystkim robi kompozytor? Program ma służyć do (to cytat nie mój wymysł) „popularyzowania muzyki współczesnej w kręgach odbiorców niezawodowych, w tym wśród dzieci i młodzieży, stworzenia możliwości kontaktu z kompozytorem, poznania procesu twórczego – od pomysłu, przez etap pisania dzieła, do jego wykonania...”. I tak dalej i w ten deseń. Kompozytor ma odegrać rolę małpy na drucie wyskakującej z pudełka. Ot, takiego koleżki do poklepywania i pokazywania paluchem z komentarzem w rodzaju „O, to kompozytor.”.
Doprawdy nie wiem, co to ma być za spektakl ciemnych sił. I jak w tym wszystkim mamy uratować naszą kulturę i cywilizację? Jaką rolę przeznaczono tu osobie fizycznej – kompozytorowi? Ciągle jest to pytanie a nie stwierdzenie. Prezydent Ameryki natomiast odleciał i nikt symfonii jakoś nie napisał.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry