Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 226
Koszalin, 16. 06. 2024 r.
Jest niedziela, wyciągnijmy z dołu jakiegoś osła. Telewizja ponoć polska nadała filmidło o Kalinie Jędrusik o znamiennym tytule „Bo we mnie jest seks”. Kalina Jędrusik śpiewała taką piosenkę w latach sześćdziesiątych i autorzy filmu usiłowali pokazać ją w tym otoczeniu z PRL-u, jakby kierowani jakimś antyresentymentem. Co było dawno w tamtej epoce, to pomimo tego, że było odrażające, to ciągnie autorów tego produktu do niej jak zahipnotyzowane zwierzę przez węża.
Pomińmy takie wpadki jak idealnie wyprofilowane ściany i kafelki położone współcześnie na krzyżyki dystansowe. Pani Kalina miała kiedyś inny wypadek z krzyżem, bo na jej mocno wydekoltowanej piersi pojawił się krzyżyk podczas dożynkowych uroczystości ludowej władzy. Idąc dalej tym tropem, powiedzieć można by, że towarzysz Wiesław, tak zbulwersowany tym krzyżem, był obrońcą Krzyża Pańskiego, bo nie chciał go widzieć profanowanego na prawie obnażonych cyckach piosenkarki i aktorki.
W tym stylu rozumowanie doprowadzi nas do absurdów tak dalekich, że niedługo pokażą nam peerelowską rzeczywistość jako epokę w starożytnym Rzymie. Te sceny zatrzymywania ludzkich reakcji i wiedzenia piosenek śpiewanych niegdyś przez Kalinę Jędrusik, są tak dalece prowincjonalne w swej wymowie, że rozumie je już tylko koneser starych polskich filmów. A całość zwulgaryzowana do postawy mało atrakcyjnej osóbki, zabiegającej o posadkę w tym teatrzyku ogródkowym zwanym u nas telewizją.
Można powiedzieć, że to kolejna i znowu wybitnie nieudolna próba stworzenia polskiego music-hallu zagwazdrana drapieżnościami tego małego światka o nieprzeciętnych ambicjach, które nigdy nie dały gwiazdy prawdziwego formatu. Wybitna skądinąd wykonawczyni i świetna aktorka, która zagrała ikonę wyuzdanej żydówy w filmie nadwornego żyda wszystkich systemów od 1944 roku w Polsce, czyli w ekranizacji „Ziemi obiecanej” Władysława Reymonta, zasłużyła jednak na coś więcej. Jej aparycja i co tu dużo mówić, postawa idealnie nadawała się do tej roli, choć sama swoje żydowskie pochodzenie albo umiała doskonale ukryć albo to tylko wynik zapatrzenia na lokalnego krawca.
Jeśli się komuś nie podoba, co napisałem o żydowskości, to niech zobaczy sobie, co pisał o tym Chopin w listach a przecież jego korespondencja została mocno ocenzurowana przez różnych matołów mających się za jej wydawców. Wierząc, że kiedyś urodzi się w Polsce prawdziwy film muzyczny, gdzie opowiedziana historia będzie wzruszająca i piękna a muzyka w nim zawarta potoczy się przez Świat jak armatnia kula, spuszczę zasłonę milczenia nad tym, co dalej myślę o tym filmiku.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry