Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 08. 05. 2009 r.

 

 

 

Co też ten autor nawypisywał w poprzednim wpisie?! Szaleju się najadł, czy jak?! Bo czytelnik weźmie starą Encyklopedię trzynastotomową PWN i co przeczyta:

 

MAZUR, polski taniec ludowy pochodzący z Mazowsza, w takcie trójdzielnym (3/4, 3/8), o żywym tempie, z akcentami przypadającymi na różne części taktów, głównie na słabe...

 

Autor sam, jak widać, nie zna się na mazurach, a wygaduje nie wiadomo co przeróżnym wydawcom. Ale zastanówmy się przez chwilę. Kto pierwszego mazura złapał i przypiął szpilkami do papieru nutowego? Nie filozofujmy! Nie ma świadka pochwycenia mazura i dowodu na to, że to taniec mazowiecki. Ale obojętne... Co za różnica, czy mylimy Tatry z Mazurami czy Mazowszem? Fakt pomyłki pozostaje.

 

Jednakże weźmy w obronę biednego Anglika i powiedzmy na uzasadnienie jego popisu erudycyjnego, że to sam Karol Szymanowski nawsadzał tam melodyki góralskiej i jej odmiennej harmoniki oraz skali. A wszystko na rytm mazura. Nie eklektyzm? Oczywiście w wypadku takiego znakomitego autora jak Karol Szymanowski eklektyzm się wybacza. Miszmasz, z którego wynika, że od młodych lat nie lubił muzyki ludowej a na starość zbaraniał, wpakowawszy się w baranicę i parzenice - i nawypisywał góralskich mazurków. Powiedzmy, że to efekty wspomnień mazura z Mazowsza o pobycie na góralszczyźnie. A jechał okrężna drogą przez Kijów, Berlin i Nowy Jork. Co mówię?! Najkrótszą drogą.

 

Ale jednak trzymajmy się terminologii. Bo to, że sami nie wiemy, my Polacy, skąd ten taniec pochodzi, nie oznacza, że musimy tę swoją niewiedzę sprzedawać innym. Jeśli bowiem mazur pochodzi z Mazur, to istnieje pewne podejrzenie, że rzekomo czysto polskie proweniencje naszego hymnu narodowego, który jest klonem mazura, czyli dworskim mazurkiem, nie są tak do końca czysto polskie. Mazury to skomplikowane miejsce na ziemi, gdzie Polak żył, ale nie tylko Polak i raczej nie jako pierwszy. Niemcy także przypisują sobie mazurzenie, ale oni szczególnie mają tam wiele grzechów na sumieniu, co do prawdziwych rodowitych Mazurów. Sami nazywając się Prusakami ukradli tę nazwę od ludu, który wymordowali do ostatniego.

 

Jeśli zatem mazur nie jest tak czysto polski, to przynajmniej jest oryginalny. Jego akcenty najczęściej na trzy, czyli na końcową część taktu, są wyjątkowe. Tylko Polacy tak akcentują swoje tańce o ludowym pochodzeniu. Posłuchajcie czasem, jak Niemcy grają „Mazurka Dąbrowskiego” na jakiejś uroczystości czy imprezie sportowej. U nich coś ten mazur dalej akcentowany jest na raz. I wychodzi im to tak, że cała jego skoczność znika a staje się przyciężki i smętny.

 

Najkrótszego mazura autor znalazł u niejakiego Aleksandra Ładnowskiego, jak go niegdyś określono „patriarchy scen prowincjonalnych”. Ładnowscy we wszelkich notkach biograficznych występują najczęściej jako rodzina. Mazur ten ma pięć taktów. Oto on:

   

 

Jest zabawny ale dość prostacki, lewa ręka wali prawie cały czas to samo. A pochodzi on z utworku „Staruszkowie w zalotach” wydanego razem z monodramem „Lokaj za pana” - takiej miniaturowej parafrazy „Wesela Figara” Wolfganga Amadeusza Mozarta z wieku żelaza i pary. Mozart też napisał kilka pseudopolskich motywów. I jemu też się to wybacza, bo i tak mało kto to zauważy.

 

Ale po co przedstawiać dwie tak krańcowo różne sprawy – genialne utwory Karola Szymanowskiego i popularne śpiewogry zapomnianego zupełnie lekkiego autora? Może, żeby pamiętać, że muzyka składa się z wielu elementów. Aby powstały arcydzieła, potrzebna jest żyzna gleba. Inaczej próbuje się wycisnąć coś pięknego z jałowej pustyni albo kamieniska. To i tak byłoby coś warte, bo piękno takich miejsc jest niekłamane, ale życie bardzo utrudnione. Jednakże gdy wyciska się cokolwiek z jałowizny asfaltu, betonu i tego całego tałatajstwa współczesnej cywilizacji, to jakiego trzeba użyć talentu, aby cokolwiek z tego stworzyć? Gdy czasy poszukiwania czegokolwiek w muzykującym ludzie bezpowrotnie minęły.

 

Autor na szczęście żyje z dala od takich problemów. Tu do najbliższego miejsca, gdzie żyła jakaś autochtoniczna ludność jest prawie sto kilometrów. Pomorze Środkowe wolne jest od takich ludyczności zupełnie. I, co ciekawe, także niemieckich. Zapewne dawni Pomorzanie coś kiedyś tańczyli, ale raczej to nie był mazur. Zatem, jeśli autor coś kiedyś lokalnego i ludowego napisze, to będzie musiał sobie tę całą taneczną ludyczność w zupełności wymyślić.

 

 

Andrzej Marek Hendzel