Miałem
napisać coś uczonego. Coś o muzyce górnej albo
jurnej. Ale dalej mnie trzyma ta zawziętość
ludzka... i to za kark. Pewnikiem chciałaby za
serce, albo za inne części ciała, ale jakoś tak
się udało wysmyknąć kosie.
Ale
rzeczywistość zawiści i złości przybierać
potrafi iście fantastyczne niedoformstwa. Gdy ktoś
nienawidzi formy, jako naczynia do pomieszczenia treści,
a swoje wodolejstwo przemienia w burze nad głowami
kogoś, kto ma proste sprawy do załatwienia, to z
tego zawsze wynika zgrzyt. Jak te drewniane i koślawe
schody na klatce schodowej. Brzydkie podwórko, opłotki
i dziurawe ulice. Zaokrąglony na węgle komisariat
w kolorze popiołu. Całość okraszona deszczem rzęsistym
i lodowymi kulkami walącymi jak kanonada głupoty.
Szkoda, że w oknach nie umieścili cekaemów i nie
zaczęli naparzać. Wzięliby człowieka w krzyżowy
ogień i żaden różaniec by mu nie pomógł.
Przykry
chór złości, zawiści i nienawiści. Gdy
wykryjesz oszusta, naciągacza i kłamcę ten na
pewno ci nie podziękuje. Spluje się na ciebie,
przeistaczając swoją złość w krążącą nad głową
burzę. Albo w ostrzał małymi przycinkami, złośliwostkami
i zaczepkami. Na koniec to ty wyjdziesz na natręta,
bo trupa chciałeś wskrzesić, a ten wolał już
swoje wieczne leże od twojego formalizmu.
Czy
ten tekst jest zrozumiały? Oczywiście, że nie. A
czy ten tekst jest niezrozumiały? Oczywiście, że
nie. A czy ten tekst jest zarozumiały? Oczywiście,
że tak. A czy ten tekst jest wyrozumiały? Skoro
musi...
Ale
czy ten tekst jest muzyczny? Teraz już jest, jak
pioruny dają grom, tak perkusja dodaje siły
utworowi. Może nawet dośpiewać jakąś frazę.
Podkreślić bukietem przedziwnego, matowego koloru
najwznioślejszą chwilę. Ale do tego trzeba wyobraźni,
muzyków i pięknego utworu, który to wszystko
zawrze z sobie. Całość może być bardziej porażająca
niż burza, bardziej piorunująca niż gigawoltowe błyskawice
i bardziej pobudzająca niż eliksir młodości i miłości
razem wzięte i każdy z osobna. I nie trzeba do
tego wpadać w paranoje i wiarę w siłę bajki na
wietrze, ale można to odtworzyć z partytury albo
na koniec z głupiego odtwarzacza. Czy nie pięknie?
Oto siła muzyki, malującej wszystko lepiej niż te
słowa.
Andrzej
Marek Hendzel
|