Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 10. 06. 2009 r.

 

 

 

Urodziłem się w środku Europy. Jestem bardziej europejski niż większość Francuzów i Anglików, nie wspominając już o takich Austriakach lub Niemcach. Po co mi udowadnianie, że jestem jakimś Europejczykiem. A kim miałbym być? Chińczykiem?

 

Przede wszystkim jestem dzieckiem swoich rodziców. Potem mieszkańcem swojego miasta. Tu się urodziłem i żyję z niewielkimi przerwami. A że to jest Koszalin, a nie Paryż, to co za różnica? Potem jestem Polakiem. Następnie Europejczykiem. Jeśli idzie o przynależność gatunkową, to jestem Człowiekiem. A w ogóle jestem Ziemianinem. Ale mi wielkie kwestie.

 

Po co o tym mówić w tekście o muzyce? A w jakim tekście mam o tym powiedzieć? Nie lubię, gdy polityka wtrąca się do muzyki. Nie lubię nawet, gdy polityka wkracza na teren muzyki. Nie znoszę także, gdy muzyka miesza się do polityki. Ale, jeśli muzyka musi się bronić przed pyszałkowatym stadem głupców, którzy chcą rządzić, bo im się wydaje, że wiedzą lepiej, jak organizować życie innym, to gdzie mam napisać w jej obronie – Jaśnie Pani Muzyki? Nad naszymi małymi rozumkami władzę sprawuje muzyka, a nie tępi politykierzy. Ot i wszystko. Kto tego nie wie, uwierzył, że garnitur czyni człowieka.

 

A ostatnia traumatyczna spekulacja giełdowa politykierstwa europejskiego, te jakieś tam wybory. Wybaczę wszystko, ale, na Najjaśniejsze Muzy, skąd im się wzięło tyle głosów? Osiem głosów, to jeszcze bym rozumiał, bo taki skład da się wytrzymać i percepcja ludzkiego ucha jest wystarczająca. Można się szarpnąć i dojść do szesnastu a nawet dwudziestu głosów, ale żeby setki tysięcy głosów. A cóż to za szarlataneria i bufonada? Skład orkiestrowy na trzydzieści głosów to już zaczyna być nieogarniony przez nasze mózgi jazgot. Ale dajmy na to, że ktoś trzyma się zasad klasycznego kontrapunktu i harmonii tonalnej - i uda mu się pomieścić pięćdziesiąt głosów instrumentalnych wraz z wokalnymi. Ale to jest wtedy najczęściej forma bez treści. Setki tysięcy głosów to jest już nawet totalny brak formy i całkowity zanik treści. To absolutny szum. Dla nikogo niezrozumiały.

 

Jako osobnik aspołeczny i apolityczny nie uczestniczyłem w tych chorych wyborach. Widzę, że jestem w większości w moim ukochanym kraju - Polsce. I to w przytłaczającej większości. Ta rzekomo aktywna mniejszość targa ponownie naszym krajem, ciągnąc postaw sukna, każdy w swoją stronę. W stronę partyjki, partyjeczki i kliczki. Gdyby ktoś tak wykonał jakikolwiek utwór muzyczny, to muzyka umarłaby od razu. W ohydnej, ordynarnej kakofonii dźwięków, dźwięków zarzynanego człowieczeństwa i człowieka utonęłaby nie tylko resztka dobrego smaku, ale resztki dobroci, piękna i umiarkowania. Zginęłoby wszystko.

 

Za dużo w tym bigoterii, za dużo w tym kłamstwa, za dużo pustych obietnic, za dużo zaprzaństwa, za dużo obelżywego szczekania. Nie ma w tym nawet tyle muzyki, ile jest trucizny w zapałce, jak mówił Aleksander Głowacki (Bolesław Prus) ustami Wokulskiego. Demonizm tego pustego dźwięku, który się kryje obecnie w słowie polityka, to najbardziej parszywy frazes, który szczycić się może tylko tym, że go w ogóle nie ma. Nie ma go pośród rozumnych ludzi. Nie ma go pośród ludzi wrażliwych. I nie ma go wśród ludzi. Kłamstwo, wyszydzające resztki rozumu, które panoszy się wszędzie – oto polityka. A polityka europejska dokłada do tego mierność, służalstwo i ślamazarstwo.

 

Czy cokolwiek jest w stanie to zmienić? Na tym etapie rozwoju społeczności ludzkiej nie ma niczego takiego. Muzykę zadeptały małe persony politykierów, którzy w młodości chcieli być muzykami rockowymi. Gdzie ich rozumki? Nie wiem, nie grałem z nimi w berka. Gdzie ich serca? Nie wiem, nie jestem transplantologiem. Gdzie ich poczucie muzyki? A skąd im miało się to wziąć, tym beztalenciom...

 

Na szczęście nie muszę z nimi niczego uprawiać. Ani pola, ani miłości, ani przykazania miłości, a już zupełnie muzyki. Dla muzyki takie widowisko jest zupełnie przeźroczyste. Potem jednak, za jakiś czas, gdy głupcom zabraknie frazy muzycznej, aby uzasadnić swoje tępe pseudoidee, to mogą sięgnąć do Hendzla i wpakować go w garnitur swoich niskich zachcianek. Ale mam nadzieję, że mnie już wtedy nie będzie pośród fizycznie żywych. Nie będę musiał tego oglądać. Wystarczy, że to się przytrafiło Beethovenowi. Przewraca się teraz w grobie, gdy słyszy to fałszywe zawodzenie ogólnego stada ziomków.

 

 

Andrzej Marek Hendzel