Urodziłem się w środku
Europy. Jestem bardziej europejski niż większość
Francuzów i Anglików, nie wspominając już o
takich Austriakach lub Niemcach. Po co mi
udowadnianie, że jestem jakimś Europejczykiem. A
kim miałbym być? Chińczykiem?
Przede
wszystkim jestem dzieckiem swoich rodziców. Potem
mieszkańcem swojego miasta. Tu się urodziłem i żyję
z niewielkimi przerwami. A że to jest Koszalin, a
nie Paryż, to co za różnica? Potem jestem
Polakiem. Następnie Europejczykiem. Jeśli idzie o
przynależność gatunkową, to jestem Człowiekiem.
A w ogóle jestem Ziemianinem. Ale mi wielkie
kwestie.
Po
co o tym mówić w tekście o muzyce? A w jakim tekście
mam o tym powiedzieć? Nie lubię, gdy polityka wtrąca
się do muzyki. Nie lubię nawet, gdy polityka
wkracza na teren muzyki. Nie znoszę także, gdy
muzyka miesza się do polityki. Ale, jeśli muzyka
musi się bronić przed pyszałkowatym stadem głupców,
którzy chcą rządzić, bo im się wydaje, że
wiedzą lepiej, jak organizować życie innym, to
gdzie mam napisać w jej obronie – Jaśnie Pani
Muzyki? Nad naszymi małymi rozumkami władzę
sprawuje muzyka, a nie tępi politykierzy. Ot i
wszystko. Kto tego nie wie, uwierzył, że garnitur
czyni człowieka.
A
ostatnia traumatyczna spekulacja giełdowa
politykierstwa europejskiego, te jakieś tam wybory.
Wybaczę wszystko, ale, na Najjaśniejsze Muzy, skąd
im się wzięło tyle głosów? Osiem głosów, to
jeszcze bym rozumiał, bo taki skład da się
wytrzymać i percepcja ludzkiego ucha jest
wystarczająca. Można się szarpnąć i dojść do
szesnastu a nawet dwudziestu głosów, ale żeby
setki tysięcy głosów. A cóż to za szarlataneria
i bufonada? Skład orkiestrowy na trzydzieści głosów
to już zaczyna być nieogarniony przez nasze mózgi
jazgot. Ale dajmy na to, że ktoś trzyma się zasad
klasycznego kontrapunktu i harmonii tonalnej - i uda
mu się pomieścić pięćdziesiąt głosów
instrumentalnych wraz z wokalnymi. Ale to jest wtedy
najczęściej forma bez treści. Setki tysięcy głosów
to jest już nawet totalny brak formy i całkowity
zanik treści. To absolutny szum. Dla nikogo
niezrozumiały.
Jako
osobnik aspołeczny i apolityczny nie uczestniczyłem
w tych chorych wyborach. Widzę, że jestem w większości
w moim ukochanym kraju - Polsce. I to w przytłaczającej
większości. Ta rzekomo aktywna mniejszość targa
ponownie naszym krajem, ciągnąc postaw sukna, każdy
w swoją stronę. W stronę partyjki, partyjeczki i
kliczki. Gdyby ktoś tak wykonał jakikolwiek utwór
muzyczny, to muzyka umarłaby od razu. W ohydnej,
ordynarnej kakofonii dźwięków, dźwięków
zarzynanego człowieczeństwa i człowieka utonęłaby
nie tylko resztka dobrego smaku, ale resztki
dobroci, piękna i umiarkowania. Zginęłoby
wszystko.
Za
dużo w tym bigoterii, za dużo w tym kłamstwa, za
dużo pustych obietnic, za dużo zaprzaństwa, za dużo
obelżywego szczekania. Nie ma w tym nawet tyle
muzyki, ile jest trucizny w zapałce, jak mówił
Aleksander Głowacki (Bolesław Prus) ustami
Wokulskiego. Demonizm tego pustego dźwięku, który
się kryje obecnie w słowie polityka, to
najbardziej parszywy frazes, który szczycić się
może tylko tym, że go w ogóle nie ma. Nie ma go
pośród rozumnych ludzi. Nie ma go pośród ludzi
wrażliwych. I nie ma go wśród ludzi. Kłamstwo,
wyszydzające resztki rozumu, które panoszy się
wszędzie – oto polityka. A polityka europejska
dokłada do tego mierność, służalstwo i ślamazarstwo.
Czy
cokolwiek jest w stanie to zmienić? Na tym etapie
rozwoju społeczności ludzkiej nie ma niczego
takiego. Muzykę zadeptały małe persony politykierów,
którzy w młodości chcieli być muzykami
rockowymi. Gdzie ich rozumki? Nie wiem, nie grałem
z nimi w berka. Gdzie ich serca? Nie wiem, nie
jestem transplantologiem. Gdzie ich poczucie muzyki?
A skąd im miało się to wziąć, tym
beztalenciom...
Na
szczęście nie muszę z nimi niczego uprawiać. Ani
pola, ani miłości, ani przykazania miłości, a już
zupełnie muzyki. Dla muzyki takie widowisko jest
zupełnie przeźroczyste. Potem jednak, za jakiś
czas, gdy głupcom zabraknie frazy muzycznej, aby
uzasadnić swoje tępe pseudoidee, to mogą sięgnąć
do Hendzla i wpakować go w garnitur swoich niskich
zachcianek. Ale mam nadzieję, że mnie już wtedy
nie będzie pośród fizycznie żywych. Nie będę
musiał tego oglądać. Wystarczy, że to się
przytrafiło Beethovenowi. Przewraca się teraz w
grobie, gdy słyszy to fałszywe zawodzenie ogólnego
stada ziomków.
Andrzej
Marek Hendzel
|