Dziś zróbmy tylko wstęp do
dalszych wywodów. Troje z dwójkami: Fryderyk II, Józef
II i Katarzyna II. Może nie w grzecznej kolejności
i nie podług hierarchii zasług. Jedno jest pewne,
tylko ta ostatnia były przy porodzie pierwszego
dziecka i przeżyła ostatnie, po którym
Rzeczypospolitej już nie było. Cienie Fryderyk
Wilhelm II i Leopold II, to już tylko drugi
garnitur sług tej samej zbrodni – grabieży.
I
zobaczmy kim byli. Józef II protektor muzyków
wiedeńskich, dobroczyńca Glucka, Haydna i Mozarta.
I pomniejszych miernot. Czy nie światła osobowość
absolutystyczna? Cóż za oświecony umysł, a
jednocześnie inspirator uczestnictwa Austrii w
pierwszym rozbiorze Polski. Słuchu to może i nie
miał, jak twierdzą autorzy sztuk i scenariuszy,
ale doskonale słyszał skąd wyciągnąć brzęczącą
monetę.
A
znany w świecie flecista Fryderyk II i autor utworów
muzycznych. On to stoi u podwalin niemieckiej szkoły
muzycznej, a jakże sobie poczynał przy
kompensowaniu sobie na Polsce upokorzenia, jakie
zgotowali mu carscy kozacy na ulicach Berlina. Tak
to zgrabnie zorkiestrował, że jego następca tylko
zebrał owoce napisanego wcześniej dzieła.
A
pruska księżniczka ze Szczecina Katarzyna II, czyż
nie była autorką oper komicznych? Jakże dobrze
radziła sobie z chórkami zawodzącymi morały,
jakby całe stado baranów jednocześnie doznawało
orgazmu. Zawsze nienasycona Szwabiocha. Oczywiście
posuwam się za daleko, bo brzydko to skwitowałem i
antyniemiecko, antyprusko i antyszwabsko. A może
tylko propolsko. Ale w istocie, przecież to była
Rosjanka z krwi i kości. Szczególnie krwi wylanej
na Pradze, którą tak zgrabnie pacyfikował Suworow.
I kości tam mordowanych cywilów.
Ale
to przecież wszystko były tylko kłótnie w
rodzinie. Drobne niesnaski. My dzięki temu
nienawidzimy Rosjan do dzisiaj, bo to ich bagnety szły
na Polskę. Jak chcą obecne władze za Dymitra
Samozwańca. Biedny Borys Godunow, ta postać świetlana
rosyjskiej opery.
A w
istocie, o co chodzi? Rzeczypospolitą rozebrało
troje Niemców, a na wspólników wzięło trzy
narody: dwa niemieckie i jeden dajmy na to rosyjski.
Czyli dwa i pół Niemców... i pół dajmy na to
Rosjan. I to przy jakiej dyscyplinie, zgodności i
pewności siebie, choć chwilę wcześniej chatrali
się o byle co po połowie Europy. Od Bałkanów po
Krym, od Siczy Zaporoskiej po Inflanty. A skrupiło
się na Polsce.
A skąd
mieli tę dyscyplinę. Ano król Staś, namiestnik
Rzeczypospolitej z ramienia Rosji był całkowicie
niemuzykalny. Nie słuchał, choć może się mylę,
ale go na tym nie przyłapałem. Ale na pewno nie
grał i nie pisał. A gdyby poszedł za przykładem
szwedzkiego króla Gustawa III, który pisał opery
i pozostały po nim nawet urządzenia operowe,
drewniane a jakże. A ponoć to czescy komuniści
byli nieudolni, że przetrwał w Pradze, nie na
Pradze, teatr, gdzie miały miejsce prawykonania
utworów Mozarta. A tu proszę, Szwedzi, mają ciągle
te windy i kołowroty jak ze starej fregaty z wojny
z Rosją. Może nie przegranej, ale na pewno nie
przegranej na swoim terenie i kończącej się
totalną klapą.
Niemcy
ze swoją niepohamowaną pazernością zdeptali
Polskę. Ich dyscyplina wywodziła się z muzyki. Może
słabej, tępej i miernej, ale z muzyki. Na dworach
tych chciwych władców oni sami muzykowali, albo
przymuszali do muzyki albo ją sponsorowali. A król
Staś biadolił i nie stworzył siły, która
jednoczy ludzi pod jednym sygnałem. Nie powołał
ducha narodowego do walki o swoje prawa. Był tylko
łzawym faworytem Kasieńki albo Katiuszy. Jak kto
woli. Za to, że złapał ją za schaby, dostał
koronę Polski. Ale zapomniał o muzyce. A mała pieśń
urodzona na dalekiej ziemi italskiej niesie tego
zapijaczonego ducha do dzisiaj. Tylko czemu nie ma w
tym dyscypliny i siły? Czemu nie ma w tym wiary w
siebie? Czemu nie ma w tym muzyki?
Czy
kochać własny kraj to jakaś zbrodnia? Czy wierzyć
w jego żywotne siły to zbrodnia? Czy opór wobec
zaborczości sąsiadów to zbrodnia? Czy miłość
swojej własnej muzyki, płynącej gdzieś z serca
tego kraju to zbrodnia? A przecież w Polsce bije
serce Europy. Zadeptanie tego serca, było zbrodnią.
Niewybaczalną zbrodnią. I to popełnioną na
muzyce.
Andrzej
Marek Hendzel
|