Po przeczytaniu idiotycznego
komentarza jakiegoś bezmyślnego wartogłowa w
Wikipedii, który usunął mój tekst o Michale
Kleofasie Ogińskim, postanowiłem stanowczo
zareagować. Królujące w Polsce nieuctwo i brak
poszanowania prawa to w skrócie obie przyczyny
upadku Rzeczypospolitej przed rozbiorami, jak i
tego, że w naszych czasach wszystkie ohydne wady
narodowe Polaków powróciły.
Ogiński
żył w straszliwym okresie. Wszystko wokół się
sypało i rozpadało, a Polacy niefrasobliwie przyglądali
się temu, warząc ciągle tę samą zalewajkę –
chudą, niestrawną zawiesinę złości, zawiści i
egoizmu. Te same cechy, które niegdyś ukazały
Polaka jako zacofańca, wracają dzisiaj. Myślenie
w stylu encyklopedii staropolskiej, znamienne w haśle:
„Koń jaki jest, każdy widzi.” - jest i dzisiaj
motorem myślenia albo nie myślenie przeróżnych
następców postbolszewickiej albo i nawet
postcarskiej cenzury. Głupol, któremu nie chciało
się poszukać źródeł, nie chciało się iść do
biblioteki, antykwariatu albo księgarni oczekuje,
że autor mu poda na tacy wszystkie informacje źródłowe
dlatego, bo inaczej jego ciemna i tępa wysokość
wykreśli swoim nieuctwem tekst autora, który
zamieszcza go w oparciu o swoją wiedzę. Dla takich
nicponi umysłowych wystarczającym kryterium oceny
wartości jakiejś wypowiedzi jest jego własna
niewiedza.
Nie
można jednak oceniać faktów poprzez perspektywę
swego nieuctwa, lenistwa umysłowego i dosłownie
lenistwa. Autor tych słów długo szukał źródeł
o Michale Kleofasie Ogińskim i na podstawie tego,
co znalazł, kupił i zostało mu użyczone lub
podarowane przez osoby posiadające większą wiedzę
na ten temat, stanowczo stwierdza, że Michał
Kleofas Ogiński był wybitnym kompozytorem. Jego
osiągnięcia w stosunkowo wąskiej dziedzinie
poloneza są fundamentalne dla muzyki polskiej.
Gdyby nie jego pomysłowość twórcza, przedziwna
melancholijna inwencja i dar do obrazowania przy użyciu
skromnych środków instrumentalnych ówczesnej
techniki pianistycznej taniec ten, który wywodzi się
z tradycji polskiego chodzonego nigdy nie rozwinąłby
się w formę instrumentalną, którą Fryderyk
Chopin rozwinął do arcydzieła. Wybitność Ogińskiego
to wybitność dość monotematyczna, ale w istocie
przy zestawieniu z utworami jego współczesnych Kozłowskiego,
Elsnera, Lipińskiego, Kurpińskiego, Lessela,
Szymanowskiej czy zupełnie zapomnianego Feliksa
Ostrowskiego to są utwory genialne. Genialne przez
niezwykły koloryt melodyki, lekkość przekazu i
prostotę wyrazową, która jest równie pociągająca
jak prostota budowli klasycystycznych tego okresu
historycznego. Nie ma w nich przeładowania zwrotami
formalnymi, nadmiernymi ozdobnikami, a jednocześnie
prościutki taniec rodzimy, rdzennie polski
przemienia się w formę muzyczną nie przeznaczoną
już do tańca, ale do słuchania, gdzie wymaga się
od słuchacza odrobiny refleksji, tak trudnej dla
Polaka, jako instynktownie stworzonego do hulanki i
tańca.
Jego
polonezy są zadumą Stańczyka nad głupotą Polaków,
którzy przetańcowali swój kraj. Spokojną
refleksją filozofa nad nieokrzesaniem, prostactwem
i somnambulicznym bezhołowiem rodaków. Czy to dużo?
Na miarę starożytnej Rzeczypospolitej to ogromnie
dużo. To w istocie rewolucja w patrzeniu na muzykę
i samych siebie. Z punktu widzenia kultury
europejskiej a w konsekwencji także światowej to
osiągniecie niebywałe. Jego utwory już za życia
były znane od Moskwy i Petersburga do Londynu, Paryża
i Rzymu. Wszędzie sława jego utworów wyprzedzała
samego autora.
A
to, że dzisiaj są znane nielicznym szczęśliwcom,
którzy uratowali ich nośną siłę wyrazu i
delikatne piękno, to zasługa ciemnego, pospolitego
i ordynarnego myślenia niedouczonego społeczeństwa,
które jest pokłosiem skąpstwa, braku wizji i chęci
do poszerzenia wiedzy o samym sobie. Jeśli zatem
jedyna do niedawna biografia Ogińskiego pochodzi
spod pióra Rosjanina – Igora Bełzy, który w
stosunkowo uczciwy sposób potraktował twórczość
polskiego kompozytora, to jest świadectwem tego, że
Polak potrafi jak mało kto zapomnieć o swoich
powinnościach wobec przodków i genezy swojej
kultury. Piszę to prosto i bez ironii.
Czy
tak było zawsze? Świadectwa stanowią jednak ciemną
kartę naszej tradycji zapominalstwa i niefrasobliwości.
Opieszałość, gnuśność i niechęć do nauki - i
zebraliśmy cały bukiet polskich wad, które psują
umysły Polaków do dzisiaj.
Czy
jednak Ogiński był autorem na miarę Mozarta,
Haydna czy Schuberta? Na pewno nie. Spektrum jego
zainteresowań, szerokość możliwości skazują go
na rolę pośledniejszą. Ale ta niezwykła inwencja
tematyczna, która rodzi się w jego utworach i
przechodzi niejako genetycznie na jego potomstwo, to
dar wyjątkowy. Także niektóre rozważania
teoretyczne dotyczące rozwoju muzyki zawarte w jego
„Listach o muzyce” wyprzedzają postawy
kompozytorów pokolenia Schuberta a nawet jego
samego w dziedzinie pieśni. A kto w ogóle wie, że
Ogiński pisał pieśni?
Na
szczęście jest kilku rozumnych ludzi obecnie, którzy
nawiązują do tej tradycji. Niektóre filharmonie
wróciły do twórczości pieśniowej Ogińskiego.
Utwory fortepianowe znowu są grane i wydawane, także
w formie płytowej. A jeśli jakiemuś nieukowi nie
chce się sięgnąć do tych źródeł, to niech ma
pretensje do samego siebie. Współwinę ponoszą
polscy muzykolodzy, którzy nie raczyli poświęcić
temu autorowi bodaj najmniejszej monografii. Jest,
co prawda, książka Andrzej Załuskiego, ale
prowadzi ona pewnego rodzaju grę z rodzinną
tradycją jej autora, bardzo pouczającą, jednakże
od strony muzykologicznej brakuje ciągle w naszej
literaturze rzetelnej rozprawy na ten temat. I o
efekty nietrudno. Zaraz pojawia się
nieodpowiedzialny nieuk, który ocenia rzeczywistość
na podstawie swojej niewiedzy. Gotów jest wykreślić
ze świadomości powszechnej każde słowo, którego
nie przeczytał gdzieś wcześniej, a także takie,
które wynika z przemyśleń kogoś, kto z tym
zagadnieniem się zetknął i głębiej je przemyślał.
Idiotów
nie brakuje, ale nie możemy tolerować tego stanu
rzeczy, że nieuctwo będzie kreować swoje okrągłe
i poprawne w swej nijakości osądy oraz opinie. Czy
nie lepiej zastanowić się nad zagadnieniem, porządnie
je opracować i wydać w sposób powszechnie dostępny?
I możliwie bez wpływu na to tych spośród nas, którzy
w innej rzeczywistości czuliby się jak ryba w
wodzie w roli cenzorów i sędziów sądów
kapturowych. A na koniec wylecieliby z wrzaskiem, że
to oni są w zaoczny sposób osądzani. A jak mają
być sądzeni, gdy nie raczyli się pod swym
wandalizmem podpisać?
Dzisiaj
niedouczony administrator, moderator i redaktor
przejęli rolę cenzury. Ten sam tchórzliwy tok myślenia
i samozadowolenie, które nazywa samozadowoleniem i
dobrą samooceną czyjś spokój i pewność wynikające
z wiedzy i dogłębnego poznania tematu. Muzyka to
zagadnienie trudne dla znawcy, ale łatwe w
odbiorze, gdy jest komu ją pokazać. Gdy społeczeństwo
jest wyedukowane muzycznie, ma jakiekolwiek podstawy
do odbioru muzyki niepospolitej i gdy zechce nakłonić
ucha ku temu, co wymaga wrażliwości przy odbiorze
muzyki. Opluwanie niewielkiej garści resztek, które
pozostały po naszych przodkach to kontynuacja
karczemnego myślenia Polaków. Ale przecież i te
resztki są przedmiotem zazdrości innych narodów,
które w swej tradycji takimi osiągnięciami
pochwalić się mogą, jednakże które w późniejszym
okresie rozwinęły swoją muzykę do poziomu do
jakiego polska muzyka powstająca w Polsce nie doszła
nigdy dotąd.
Andrzej
Marek Hendzel
|