Wydawnictwo Oficyna
Strona główna Dziennik Muzyczny
Wydawnictwo Oficyna Kompozytorzy Dziennik Muzyczny Recenzje Instytut Neuronowy Do pobrania Krótki opis Kontakt
 
 

     

Poprzednie 

Następna

Koszalin, 23. 06. 2009 r.

 

 

 

Po przeczytaniu idiotycznego komentarza jakiegoś bezmyślnego wartogłowa w Wikipedii, który usunął mój tekst o Michale Kleofasie Ogińskim, postanowiłem stanowczo zareagować. Królujące w Polsce nieuctwo i brak poszanowania prawa to w skrócie obie przyczyny upadku Rzeczypospolitej przed rozbiorami, jak i tego, że w naszych czasach wszystkie ohydne wady narodowe Polaków powróciły.

 

Ogiński żył w straszliwym okresie. Wszystko wokół się sypało i rozpadało, a Polacy niefrasobliwie przyglądali się temu, warząc ciągle tę samą zalewajkę – chudą, niestrawną zawiesinę złości, zawiści i egoizmu. Te same cechy, które niegdyś ukazały Polaka jako zacofańca, wracają dzisiaj. Myślenie w stylu encyklopedii staropolskiej, znamienne w haśle: „Koń jaki jest, każdy widzi.” - jest i dzisiaj motorem myślenia albo nie myślenie przeróżnych następców postbolszewickiej albo i nawet postcarskiej cenzury. Głupol, któremu nie chciało się poszukać źródeł, nie chciało się iść do biblioteki, antykwariatu albo księgarni oczekuje, że autor mu poda na tacy wszystkie informacje źródłowe dlatego, bo inaczej jego ciemna i tępa wysokość wykreśli swoim nieuctwem tekst autora, który zamieszcza go w oparciu o swoją wiedzę. Dla takich nicponi umysłowych wystarczającym kryterium oceny wartości jakiejś wypowiedzi jest jego własna niewiedza.

 

Nie można jednak oceniać faktów poprzez perspektywę swego nieuctwa, lenistwa umysłowego i dosłownie lenistwa. Autor tych słów długo szukał źródeł o Michale Kleofasie Ogińskim i na podstawie tego, co znalazł, kupił i zostało mu użyczone lub podarowane przez osoby posiadające większą wiedzę na ten temat, stanowczo stwierdza, że Michał Kleofas Ogiński był wybitnym kompozytorem. Jego osiągnięcia w stosunkowo wąskiej dziedzinie poloneza są fundamentalne dla muzyki polskiej. Gdyby nie jego pomysłowość twórcza, przedziwna melancholijna inwencja i dar do obrazowania przy użyciu skromnych środków instrumentalnych ówczesnej techniki pianistycznej taniec ten, który wywodzi się z tradycji polskiego chodzonego nigdy nie rozwinąłby się w formę instrumentalną, którą Fryderyk Chopin rozwinął do arcydzieła. Wybitność Ogińskiego to wybitność dość monotematyczna, ale w istocie przy zestawieniu z utworami jego współczesnych Kozłowskiego, Elsnera, Lipińskiego, Kurpińskiego, Lessela, Szymanowskiej czy zupełnie zapomnianego Feliksa Ostrowskiego to są utwory genialne. Genialne przez niezwykły koloryt melodyki, lekkość przekazu i prostotę wyrazową, która jest równie pociągająca jak prostota budowli klasycystycznych tego okresu historycznego. Nie ma w nich przeładowania zwrotami formalnymi, nadmiernymi ozdobnikami, a jednocześnie prościutki taniec rodzimy, rdzennie polski przemienia się w formę muzyczną nie przeznaczoną już do tańca, ale do słuchania, gdzie wymaga się od słuchacza odrobiny refleksji, tak trudnej dla Polaka, jako instynktownie stworzonego do hulanki i tańca.

 

Jego polonezy są zadumą Stańczyka nad głupotą Polaków, którzy przetańcowali swój kraj. Spokojną refleksją filozofa nad nieokrzesaniem, prostactwem i somnambulicznym bezhołowiem rodaków. Czy to dużo? Na miarę starożytnej Rzeczypospolitej to ogromnie dużo. To w istocie rewolucja w patrzeniu na muzykę i samych siebie. Z punktu widzenia kultury europejskiej a w konsekwencji także światowej to osiągniecie niebywałe. Jego utwory już za życia były znane od Moskwy i Petersburga do Londynu, Paryża i Rzymu. Wszędzie sława jego utworów wyprzedzała samego autora.

 

A to, że dzisiaj są znane nielicznym szczęśliwcom, którzy uratowali ich nośną siłę wyrazu i delikatne piękno, to zasługa ciemnego, pospolitego i ordynarnego myślenia niedouczonego społeczeństwa, które jest pokłosiem skąpstwa, braku wizji i chęci do poszerzenia wiedzy o samym sobie. Jeśli zatem jedyna do niedawna biografia Ogińskiego pochodzi spod pióra Rosjanina – Igora Bełzy, który w stosunkowo uczciwy sposób potraktował twórczość polskiego kompozytora, to jest świadectwem tego, że Polak potrafi jak mało kto zapomnieć o swoich powinnościach wobec przodków i genezy swojej kultury. Piszę to prosto i bez ironii.

 

Czy tak było zawsze? Świadectwa stanowią jednak ciemną kartę naszej tradycji zapominalstwa i niefrasobliwości. Opieszałość, gnuśność i niechęć do nauki - i zebraliśmy cały bukiet polskich wad, które psują umysły Polaków do dzisiaj.

 

Czy jednak Ogiński był autorem na miarę Mozarta, Haydna czy Schuberta? Na pewno nie. Spektrum jego zainteresowań, szerokość możliwości skazują go na rolę pośledniejszą. Ale ta niezwykła inwencja tematyczna, która rodzi się w jego utworach i przechodzi niejako genetycznie na jego potomstwo, to dar wyjątkowy. Także niektóre rozważania teoretyczne dotyczące rozwoju muzyki zawarte w jego „Listach o muzyce” wyprzedzają postawy kompozytorów pokolenia Schuberta a nawet jego samego w dziedzinie pieśni. A kto w ogóle wie, że Ogiński pisał pieśni?

 

Na szczęście jest kilku rozumnych ludzi obecnie, którzy nawiązują do tej tradycji. Niektóre filharmonie wróciły do twórczości pieśniowej Ogińskiego. Utwory fortepianowe znowu są grane i wydawane, także w formie płytowej. A jeśli jakiemuś nieukowi nie chce się sięgnąć do tych źródeł, to niech ma pretensje do samego siebie. Współwinę ponoszą polscy muzykolodzy, którzy nie raczyli poświęcić temu autorowi bodaj najmniejszej monografii. Jest, co prawda, książka Andrzej Załuskiego, ale prowadzi ona pewnego rodzaju grę z rodzinną tradycją jej autora, bardzo pouczającą, jednakże od strony muzykologicznej brakuje ciągle w naszej literaturze rzetelnej rozprawy na ten temat. I o efekty nietrudno. Zaraz pojawia się nieodpowiedzialny nieuk, który ocenia rzeczywistość na podstawie swojej niewiedzy. Gotów jest wykreślić ze świadomości powszechnej każde słowo, którego nie przeczytał gdzieś wcześniej, a także takie, które wynika z przemyśleń kogoś, kto z tym zagadnieniem się zetknął i głębiej je przemyślał.

 

Idiotów nie brakuje, ale nie możemy tolerować tego stanu rzeczy, że nieuctwo będzie kreować swoje okrągłe i poprawne w swej nijakości osądy oraz opinie. Czy nie lepiej zastanowić się nad zagadnieniem, porządnie je opracować i wydać w sposób powszechnie dostępny? I możliwie bez wpływu na to tych spośród nas, którzy w innej rzeczywistości czuliby się jak ryba w wodzie w roli cenzorów i sędziów sądów kapturowych. A na koniec wylecieliby z wrzaskiem, że to oni są w zaoczny sposób osądzani. A jak mają być sądzeni, gdy nie raczyli się pod swym wandalizmem podpisać?

 

Dzisiaj niedouczony administrator, moderator i redaktor przejęli rolę cenzury. Ten sam tchórzliwy tok myślenia i samozadowolenie, które nazywa samozadowoleniem i dobrą samooceną czyjś spokój i pewność wynikające z wiedzy i dogłębnego poznania tematu. Muzyka to zagadnienie trudne dla znawcy, ale łatwe w odbiorze, gdy jest komu ją pokazać. Gdy społeczeństwo jest wyedukowane muzycznie, ma jakiekolwiek podstawy do odbioru muzyki niepospolitej i gdy zechce nakłonić ucha ku temu, co wymaga wrażliwości przy odbiorze muzyki. Opluwanie niewielkiej garści resztek, które pozostały po naszych przodkach to kontynuacja karczemnego myślenia Polaków. Ale przecież i te resztki są przedmiotem zazdrości innych narodów, które w swej tradycji takimi osiągnięciami pochwalić się mogą, jednakże które w późniejszym okresie rozwinęły swoją muzykę do poziomu do jakiego polska muzyka powstająca w Polsce nie doszła nigdy dotąd.

 

 

Andrzej Marek Hendzel