Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 23
Koszalin, 27. 04. 2009 r.
Czy my tu pierwsi żyjemy i kłopoty muzyczne stwarzamy? Czy nie było nic przed nami? Nie opowiadajmy o klasyce, ale przenieśmy się do kolebki cywilizacji - do miasta Ur. Przeczytajmy list synusia do Mamy z 2000 r. p. n. e.:
Do Ludiludi, mojej matki,
Tak mówi „małpa”:
Ur jest rozkosznym miastem (boga) Nanny,
Eridu jest (kwitnącym) miastem (boga) Enki.
Ale ja siedzę pod drzwiami wielkiego domu śpiewaków.
Muszę żywić się odpadkami; umrzeć mogę od tego!
Nie znam smaku chleba, nie znam smaku piwa!
Wyślij do mnie specjalnego posłańca!
Pilne!
Czy Sumerowie znali wykrzykniki? Wątpię, ale nie jestem pewien. A dopisek niemieckiej autorki, że to chodzi o zbiedniałego studenta, jakoś mnie nie przekonuje. Być może, studencina spłukał się na śpiewaczki i teraz leży pod drzwiami, a tamte mu ochłapy przez okno rzucają. Różne zboczenia miały drogi melomaństwa od zarania dziejów. I poleciał po wsparcie do Mamusi. Ale, opanujmy się, bo jest w Afryce takie powiedzenie: „Jestem biedny jak małpa.”. Z którego by wynikało, że jego przydomek nic nie znaczy. Mamunia nie nawrzucała mu od małp, ani nie był w cudzysłowiu jego imieniem od biedy. Przecież do dzisiaj są świątynie w Indiach choćby, gdzie małpa jest zwierzęciem świątynnym, taką lokalną świętą krową i to co chwyci, to jej.
Jednakże porzućmy ten rynsztok, bo wcześniej autorka podaje, że w Ur była klinika dla śpiewaczek pałacowych i świątynnych. A mówimy o dość feministycznie chyba usposobionej Ilsie Seibert, autorce książki „Kobieta Starożytnego Wschodu”. Śpiewaczki także wtedy przybywały tam zza granicy, oprócz lokalnych pań, które także zaszczycały ludzi swoim śpiewem. O wszystkie dbano, zapewniając im opiekę medyczną. W czasach gdy nie było systemu społecznej opieki zdrowotnej. Kierownictwo musiało się codziennie tłumaczyć przed urzędnikami pałacowymi ze stanu zdrowia pacjentek.
Jedno jest ciekawe – czym był ów wielki dom śpiewaków. Czyżby to starożytna opera? Ale ten wielki dom był przeznaczony dla śpiewaków? Wierzmy tłumaczom – całość w tłumaczeniu Ireny Wróblewskiej. W każdym razie, taki szacunek i opieka przydałaby się współcześnie muzyce wokalnej w Polsce. Gdzie światli ludzie, którzy zatroszczą się o to? Wszędzie pełno spychologii i niemocy. Ale nie byliśmy tu pierwsi. Może warto spojrzeć wstecz i to bardzo daleko, aby się czegoś nauczyć od tych, którzy byli przed nami. Troska o te sprawy daje siłę krajowi. Stawia kraj na nogi. Nie jesteśmy w tym nowatorami, ale zobaczmy, co robili ci dawno temu.
Dziś, gdy nowy Babilon, tan o którym śpiewał Bob Marley, zajął z zazdrości siedlisko starożytnego Babilonu i toczy się tam zadyma, pomyślmy czasem, jaki to skutek muzyczny przyniesie. A skoro narobiliśmy bałaganu, to opowiem bajkę:
Transformacja
Szmatę nadziali na kija.
Ale jaja. Ale chryja.
I zmieniła się w chłopa.
Tak człowiek stworzył mopa.
Nie jesteśmy nowatorami, bo mopa znali już starożytni Rzymianie. To był ich papier toaletowy. Na kiju była gąbka, maczał taki ją w stojącym opodal wiadrze, wyciskał i do liternictwa. Ot, cudowne źródło zarazy. Ale dotykać gąbki łapami nie musieli.
I w takim szambie teraz siedząc, napiszmy wreszcie o muzyce dzisiaj. Co ma ta nie muzyczna bajka wspólnego z Ur? A co ma książka, choćby gliniana tabliczka wspólnego z cywilizacją? A co ma muzyka wspólnego z kulturą ludzką? Gdzie w ludzie tkwi ten pierwiastek, że odczyta nawet niewinny tekst jako obscenę? Jak wyglądałyby nasze miasta bez porządnej szmaty i miotły? Ale bez odrobiny nowatorstwa, jednakże sensownego, nie obejdzie się nic. Muzyka także skona, gdy będzie dreptać po ścieżce jedynie prawdziwego nowatorstwa, które od lat już zajeżdża padliną. Nawet transformacja płciowa takiej muzyce w niczym nie pomoże. Nowość musi mieć siłę i indywidualność. Może nie uda się jej narzucić swojej wizji wszystkim zapyziałym oportunistom i zachowawczo myślącym skostniałym konserwatystom, ale może przekona bodaj jedną kobietę, jakoby przeciwko której napisana jest ta bajka. Co byłoby warte życie bez kobiet. Świat bez kobiety byłby pustynią. To dla niej pisze się muzykę. Czemu? Bo kobieta – tylko ona – naprawdę umie ją odebrać. Tak było w Sumerze w mieście Ur i tak jest dziś.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry