Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 240
Koszalin, 03. 07. 2024 r.
Chcę tu porozmawiać o fanaberiach muzycznych. Zaraz wybuchnie awantura, ale cóż. Czasem muzyka jest różą do kożucha, a czasem wyłącznie różą, bo delikwent jest goły i wesoły.
Tym delikwentem jest miasto Sandomierz. Nic mi ono nie zrobiło. Nie wiążę z nim żadnych negatywnych uczuć. Nie zamierzam go atakować a bronić. Są ludzie podstępni, którzy to miasto chcą naciągnąć na kasę. Wymyślili, że o nim napiszą symfonię i ściągną w tym celu filharmoników wiedeńskich, aby wykonali tę symfonię. Trzy autokary muzyków, bo komfort i tak dalej, oraz dwa tiry instrumentów. Wszystko dla sześćdziesięciu muzyków. A miasta Sandomierz nie stać na taki wykwint. Zwykłą rozrzutność, by jakiś ktoś zarobił i jego kumple z Wiednia.
Zapytacie pewnikiem: A co ty, Hendzel, jesteś przeciwnikiem rozwoju muzyki? Nawet wielki Jan Sebastian Bach za życia wydał tylko jeden utwór i też, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli, zasponsorowany przez miasto. W tamtych czasach nie było odtwarzaczy wszelkiej maści nagrań i muzyka była potrzebna żywa. Miał zatem posadę organisty i kantora. Dziś żywa muzyka też jest potrzebna. Ale skoro takie wykonania są ponad kieszeń podmiotu, jakim jest miasto Sandomierz, to może warto obejrzeć się za skromniejszym rozwiązaniem? Czy na pewno Sandomierz potrzebuje symfonii swego imienia? A nie może to być dajmy na to kwartet? Utwór jak utwór. Czasem mały w formie utwór jest większy od wielkiego. Sztuka nie lubi drogi na skróty. A szukanie pompy tam, gdzie ona nie jest potrzebna, to zbytnio zalatuje zwyczajnym geszeftem a nie sztuką.
Wszakże nasz Królewski Kraków nie ma symfonii krakowskiej, ani Warszawa nie ma symfonii warszawskiej. Bodaj czy Wiedeń ma? Ale przyjechać, obciągnąć biedniutki Sandomierz z kasiorki, to już jest całe stado sępów. Niech się do mnie zwróci bogaty, kulturalny i z tradycjami muzycznymi Wiedeń, dawniej miasto krwawego zaborcy, cesarskie i z przeciągami, abym mu napisał Symfonię Wiedeńską a ja im za skromną równowartość willi w Toskanii napiszę taką symfonię, że Beethoven i Mozart wylezą z grobów, choć jeden z nich tylko takowy posiada. Jeśli wolno tak się wyrazić o zmarłych kolegach. I wtedy i wilk syty i owca cała. Wiedeńscy filharmonicy dostaną swoje grajcarki od swojego miasta a Sandomierz umknie spod kosy.
Biedny geszefciarz, który swoje pięć groszy chciał wtrynić do muzyki, będzie siedział ze spuszczonym nosem już nie o kwintę, ale poza skalę dźwiękową gdzieś między siódmym a ósmym Hertzem, łzawiąc, że taki geszeft przeszedł mu koło nosa. Sandomierz nadal będzie pięknym i malowniczym miastem nad Wisłą, które musi nieco popracować na swoją symfonię. Nasi współeuropejczycy Austriacy będą mieli prawdziwą Symfonię Wiedeńską. I jakoś będzie się nam toczyć ta nasza muzyka.
Inaczej to zwykła fanaberia, by biedny sponsorował bogatego, bo ten akurat wykorzystuje niepotrzebne aspiracje ubogiego. Nie wątpię w duchowy walor tego miejsca ani w jego koloryt, ale do napisania symfonii trzeba coś więcej niż tylko chciejstwa. Pisanie muzyki to nie robienie wydmuszki. Tam wystarczy zrobić dwie dziurki w jajku i mieć na tyle silny dech, by wypchnąć jego zawartość. Oczywiście bez marnotrawstwa, na przykład na jajecznicę. Potem sobie wydmuszkę wiesza taki na drzewku i już jest.
Nikogo nie obrażając, bo posypią się pewnie gromy na mnie, że szkoda mi powierzać tajemnice, że atakuję biedne miasto, że poniewieram muzykami ze wspaniałego Wiednia. Po cóż miałbym to robić? Nie wyciśnie się z wydmuszki kolejnej jajecznicy. Jak to rozumieć? A może to Wiedeń jest tą wydmuszką? Tyle razy dawał Światu genialne dzieła, oczywiście nie wprost, ale dzięki kolegom kompozytorom, a obecnie już nie może i szuka sobie jaj na prowincji Polski? Oj, nie idźmy w tym kierunku, bo to zalatuje kurnikiem a tam można dostać od koguta. Kogut to dopiero jest muzyk.
A może ktoś tak sam z siebie, namaże taką symfonię gdańską albo katowicką. Pewnie są już. Nie sprawdziłem. I zaraz nasprowadza muzyków z dawnych teatrów królewskich i cesarskich, by to grali. A co? W Gdańsku i Katowicach nie mają orkiestr i muzyków? A wracając do kwartetu sandomierskiego, to można sprowadzić choćby Kwartet Wilanowski, jeśli ciągle istnieje. Wyobraźcie sobie genialny Kwartet Sandomierski w takim wykonaniu. Starczy na muzyków, przyjazd i pobyt… I zostanie na wydanie tego dzieła i sfilmowanie wykonania.
Sandomierzowi w niczym nie ubędzie jak dostanie piękny kwartet zamiast kiepskiej symfonii. A muzyka ocaleje, nie stając się przyczynkiem do spełniania niepotrzebnych zbytków. Muzyka nie jest fanaberią.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry