Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 242
Koszalin, 05. 07. 2024 r.
Czasem muzyki nie ma. Choć to też kwestia dyskusyjna. Karol Kurpiński w swoim „Dzienniku z podróży” napisał kiedyś, że odgłosy portu i miasta, te wszystkie zgrzyty, wrzaski i walenia – odbierał jak najczystszą muzykę. Było to we Włoszech w 1823 roku.
Polska wtedy była zadupiem. Tu na ulicy w Warszawie co się działo? Port gdański był w innym państwie, bo zabrali go tak zwani Prusacy, czyli napływowi Niemcy, koloniści na Słowiańszczyźnie. I tam też żadnych muzycznych odgłosów by się nie dosłuchał. A tu jeden piłuje gumówką, bo ludziska teraz mają coraz więcej elektronarzędzi. Wali młotkiem, zadowolony ze swego amuzycznego niemyślenia. Inny po czasie, słysząc te nieustanne hałasy odpali silnik swego motoru i kręci gazem, by rury wydechowe dawały te swoje pierdzące walnięcia. I już mamy soprany, alty i basy. Brakowałoby tylko, by jakiś miłośnik muzyki zaczął tłuc w pakę swego ciężarowego auta na przykład pięciokilowym młotem. Albo by ktoś uruchomił młot udarowy. Wszystko to po co?.
Polacy nie rozmawiają. Gdy ktoś do kogoś się odezwie, to zaraz agresja. Oczy takie jak u zaszczutego zwierzęcia. Warczenie i burczenie. I wszechobecne odszczekiwanie. Zatem te odgłosy są rodzajem komunikacji. „Ty mi, tu koleś, piłujesz i tłuczesz, to ja ci teraz odpalę silniczek motocykla i ci poburczę.”. To jak tam-tamy w murzyńskich wioskach. I tak mówią do siebie tymi odgłosami jak murzyni w buszu. Fuj, nie wolno mówić murzyn i murzyński, bo to zaraz rasizm, szowinizm… To jak mam mówić? W braunijskiej wiosce bili w tam-tamy? Oczywiście stosuję zapis zbliżony do fonetycznego, taki muzyczny ślad po murzynie. Gdybym był z pokolenia kolonistów, którzy mordowali tych czarnych tam w Afryce, to może miałbym powód do wstydu. My Polacy, jesteśmy jednak z pokolenia tych, którzy tu w Środku Europy byliśmy traktowani gorzej niż murzyni w Afryce. Z moich ust, czy spod mojego pióra takie rzeczy są dozwolone, że na murzyna mówię murzyn a na czarnego czarny.
Czy urodzi się z tego tłuczenia się jak dusze piekielne jakaś muzyka? Jak z tych tam-tamów po przywiezieniu tradycji muzycznej czarnych do Ameryki urodził się blues? Śmiem wątpić. Wyszedłbym z bębnem, gitarą czy nawet z piszczałką na ulicę i zaczął muzykować, to tacy mieliby mnie za wariata. Bo ich tłuczenie jest normalne. Czy zatem, jest w tym muzyka, jak w tych portowych hałasach opisanych przez Kurpińskiego? Dla mnie jest, bo co tu bym robił, pisząc o tym? Muzyka słaba, skarlała, jak nasze podłe duszyczki, bez wyobraźni i wiary. Gdyby tak nie było, w Koszalinie port byłby już dawno. Tam by człowiek poszedł się nasłuchać portowych symfonii i arii.
Jednak mieszkańcy tego miasta wolą bredzić jak potłuczone garnki, że nie widzą związku między zapaścią i śmiercią tego grodziska, a brakiem portu. Dał nam Bóg najlepsze położenie na naszym wybrzeżu w Polsce względem głębi bałtyckiej, a my tu nie budujemy portu? Jesteśmy głupolami czy Boga w sercu nie mamy? I muzyki, jak u pana Karola, nawet na lekarstwo.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry