Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 257
Koszalin, 06. 08. 2024 r.
Sprzątałem. Pod warstwami kurzu w najgłębszym kącie odkopałem „Przygody matematyka” Stanisława Ulama. I co tam znalazłem na 137-mej stronie? Oto cytat z oryginalną pisownią wydania Warszawa 1996 w przekładzie Agnieszki Górnieckiej:
„Ciotka Caro była spokrewniona w prostej linii ze słynnym rabinem Loewem z szesnastowiecznej Pragi, który, jak głosi legenda, zrobił Golema – glinianego olbrzyma, obrońcę Żydów. (Kiedyś wspomniałem o tym związku z Golemem Norbertowi Wienerowi. Powiedział wtedy: „To zostało w rodzinie!” Była to aluzja do mojego udziału w pracach nad bombą wodorową.)”.
Pamięć mnie, widać, nieco omyliła, bo zarówno w piosence „W jądrze słońc” opublikowanej w tym Dzienniku Muzycznym 27. 07. 2020 roku jak i we wpisie z 14. 06. 2024 roku popełniłem błąd, podając, że tym błyskotliwym rozmówcą Ulama był Robert Teller. „Kto dziś pamięta to…” - jak to jest w tej piosence. Kto pamięta jakiegoś żyda Wienera, twórcę pseudonauki – cybernetyki – która istniała już dziesiątki lat przed tym jej twórcą, tylko czego innego dotyczyła.
Czemu daję ten wpis? Czy to jakieś kajanie się? Może tytułem sprostowania? Jeśli ktoś chce, niech używa w tekście piosenki „Mówi Ulam do Wienera” oraz „Wiener pociesza go...” - będzie pasowało do reszty. Stanie się wtedy jeszcze bardziej niszowa, już nikt jej nie będzie słuchał. Zniknie trochę sensu, że to bomba termojądrowa jest tym Golemem – obrońcą żydów.
Jednak na tym się to nie skończy, bo na stronie 304 znajdujemy takiego kwiatka:
„Sądzę, że nawet jakość kompozycji muzycznych będzie można poddawać analizie (oczywiście tylko do pewnego stopnia), przynajmniej na podstawie kryteriów formalnych, dzięki zmatematyzowaniu pojęcia analogii.”.
Wypowiedział się znawca muzyki i kompozycji. Sztuczna inteligencja, która tworzy te swoje knoty, genialne jak na poziom dyletanta, jest właśnie pokłosiem takiego żydowskiego wymądrzania się ignoranta. Czyli możliwe będzie poddawanie kompozycji muzycznych torturom, aż nie zdechnie albo ona albo jej twórca. To idea żydowskiego matematyka ze Lwowa. I następny fragment ze stron 318-319:
„Jeśli już mowa o muzyce, wspomnę, że potrafię zapamiętać melodie i gwizdać je dość poprawnie. Ale kiedy próbuję wymyślić lub skomponować nową, wpadającą w ucho melodię, czuję się dość bezsilny, gdyż wszystko, co tworzę, to trywialne kombinacje tego, co już kiedyś słyszałem.”.
Oto cała tajemnica żydowskiej kompozycji od Mendelssohna, Mahlera, Bernsteina i następnych. Zlepieniec gliniany wszystkiego, co już było. Ich Golem. Jeśli to miał nam do powiedzenia Ulam w swoich opowiastkach, to trafił w dziesiątkę. Przeszedł jak walec po swoich żydowskich kolegach kompozytorach ujawniając całą tajemnicę żydowskiej duszy muzycznej.
Zaraz usłyszę jakieś krytyki, że piszę tu w niekorzystnym świetle o żydach. A jak mam nie pisać o żydach, pisząc o Ulamie, Wienerze, Tellerze i reszcie? A lista jest długa, zarówno w zestawieniu tych, którzy zbudowali bombę, jak ich kolegów gniotowatych muzyków i na siłę biorąc kompozytorów. Podaję to i to przez analogię, co oni sami o sobie napisali.
Zastanawia mnie jedno. Nikt nie przyszedł do mnie i nie powiedział: „Panie, pan się pomylił z tym Tellerem.”, albo „Hendzel, czy to nie błąd z tym Tellerem w tej piosence „W jądrze słońc””? Nawet żaden żyd. Nie było: „Nie znasz się a piszesz.”. Nikt tego nie wypatrzył swym skrupulatnym binokularem. Dopiero musiałem się wziąć za porządki. Sprzątanie to dobry powód do pisania o muzyce.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry