Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 31
Koszalin, 06. 05. 2009 r.
Ponieważ spotkał mnie zarzut, że nie szanuję Chopina, bo pozwoliłem sobie zażartować z opinii Schumanna o nim sprzed prawie 180 lat, to powiem tak...
Wszedłem raz do księgarni. Na półkach, jak to na półkach księgarskich w Polsce – pustki i popelina. Nie, nie mówię, że nic nie ma. Ależ pełno tego, tylko zawsze nie to, co trzeba. I to w każdej dziedzinie. Ale muzyka jest szczególnie upośledzona na półkach księgarskich w Polsce.
I patrzę – pomiędzy półkami granatowa okładka ze złotym napisem Chopin. „Oj, nareszcie!” – wrzasnąłem w myślach, żeby ludzisków nie wprawić w zakłopotanie. Wszak po księgarniach, według obiegowego Polaka, siedzą jedynie ludziska. Czy nie tak? „Wreszcie ktoś wydał jego dzieła!” – dośpiewałem w myślach. I jakież było moje zdziwienie – bo nigdy nie dość człowiek żyje, by umknąć temu dziecku – zdziwieniu – gdy zobaczyłem zawartość tej książki. 872 strony opracowania o Chopinie. Nie mam nic przeciwko opracowaniom cudzej twórczości, metody kompozytorskiej i innym takim rzeczom. Niech sobie ktoś wyładuje swoje niedowartościowanie, jak mu się podoba - dopóki robi to zgodnie z prawem – jego sprawa. A co to ma być? Nie róbcie mi tu wykładu, drodzy czytelnicy, kupiłem to opracowanie. Nie skąpię na takie rzeczy.
Czy przeciętny Polak wie, ile ten Chopin napisał tych utworów? Otóż cała twórczość Fryderyka Chopina to: 2 Koncerty Fortepianowe, 8 Ballad, 27 Etiud, 22 Nokturny, 4 Scherza, 2 Fantazja, 1 Barkarola, 1 Berceuse, 21 Walców, 50 Mazurków, 25 Polonezów, 4 Sonaty Fortepianowe, 2 Ronda, 1 Rondo z Introdukcją, 1 Tarantela, 1 Bolero, 2 Improwizacje fortepianowe, 1 Pamiątka po Paganinim, 2 Marsze, 25 Preludiów, 19 Pieśni, 1 Sonata na fortepian i wiolonczelę, 1 Trio Fortepianowe, 1 Krakowiak i 10 innych drobnych utworów fortepianowych. Wszystko mieści się na 17 płytach CD. Jeśli coś pomieszałem, to proszę mnie poprawić.
Czyli przy takim Mozarcie, którego twórczość zajmie około 200 płyt CD, to jest skromny dorobek. To nic, że są tam tylko dwa koncerty, ale za to takie, że każdy odrobinę wrażliwy człowiek pada na kolana. Ale jest to niewielka ilość utworów. Dobrze poskładane zmieściłyby się na 1000 stronach książki w formacie B5. Ciut większej niż ta ze złoceniami, która leży teraz obok mnie. Przykładowo koncert fortepianowy Nr 2 op. 21 mieści się w wydaniu kieszonkowym na 154 stronach.
Tylko czemu, skoro Chopin to Polak, te płyty zebrane do jednego pudełka nie zostały wydane w Polsce? Czemu to kieszonkowe wydanie nut nie zostało zrobione w Polsce? Czemu nikt nie wydał w Polsce Dzieł Wszystkich Chopina jako jednej książki? Wszystko poniewiera się rozproszone po różnych wydaniach i różnych wydawnictwach. Skoro tak kochamy Chopina, to czemu nikt dotąd tego nie zrobił?
Opracowań za to pełno, omówień i wywodów. Choć i tu bym przesadził. A listy Chopina czemu nie zostały porządnie wydane od prawie 80 lat?
Ale spokojnie – my wszak kochamy Chopina, nie poniewieramy nim, nie opluwamy go. Czemu zatem tak jest? Ktoś mi ostatnio plótł, że nie warto zaryzykować w twórczość nieznanego autora, bo może się nakład nie zwrócić. Zatem autor sam musi sobie robić wydawnictwa, promocję i znosić fochy oraz miny przeróżnych wydawców i redaktorków. I tak było w XIX i XX wieku. Ale przecież Chopin to znana postać polskiej muzyki i to znana na całym Świecie. Czemu zatem te same kryteria stosuje się do niego? Czyżby w oczach polskich wydawców także Chopin był mało znanym i przez to ryzykownym – autorem?
A nie jest przypadkiem tak, że polscy menadżerowie są słabi, a nawet, powiedzmy wprost, są żałośni i beznadziejni, gdyż nie potrafią niczego dobrze sprzedać. Chcieliby bardzo dużo zarabiać i nic nie robić. Zupełnie jak polski rząd po upadku Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 roku, który zażądał dla siebie na emigracji we Francji uposażeń na poziomie pensji francuskich ministrów. Państwo upadło, kraj okupowany przez dwóch odwiecznych wrogów, nie ma żadnych dochodów a ministrowie chcieli zarabiać tyle ile ich francuscy koledzy. Nie dziw, że Sikorski wtedy rozgonił całe to tałatajstwo.
Łajzy od marketingu, ludzikowie pozbawieni skrupułów, którzy każą ludziom czekać na swoje ważne persony na korytarzu, puste kukły w garniturku – oto przyczyna tego stanu rzeczy. Żeby który się tam poprawił, otworzył swoją pustą mózgownicę i popatrzył szeroko na świat, to jego wizja Świata wykazałaby szybciutko swoje tyły, które on ma za przody. Wleczemy się w ogonie we wszystkim. I dobrze, że chociaż jest tu porządna liga żużlowa. Może uczcie się, tumany jedne, marketingowcy - od tych ludzi, którzy takiego cudu dokonali, jak ci ludzie od żużla. A za jakiś czas na półkach będzie pełno Chopina i Hendzla, a ludzie będą to masowo kupować, zamiast tej pustki wynikłej wprost z pustki menedżerskich łbów.
Andrzej
Marek Hendzel
Do góry