Czy
my tu pierwsi żyjemy i kłopoty muzyczne stwarzamy?
Czy nie było nic przed nami? Nie opowiadajmy o
klasyce, ale przenieśmy się do kolebki cywilizacji
- do miasta Ur. Przeczytajmy list synusia do Mamy z
2000 r. p. n. e.:
Do
Ludiludi, mojej matki,
Tak
mówi „małpa”:
Ur
jest rozkosznym miastem (boga) Nanny,
Eridu
jest (kwitnącym) miastem (boga) Enki.
Ale
ja siedzę pod drzwiami wielkiego domu śpiewaków.
Muszę
żywić się odpadkami; umrzeć mogę od tego!
Nie
znam smaku chleba, nie znam smaku piwa!
Wyślij
do mnie specjalnego posłańca!
Pilne!
Czy Sumerowie znali
wykrzykniki? Wątpię, ale nie jestem pewien. A
dopisek niemieckiej autorki, że to chodzi o
zbiedniałego studenta, jakoś mnie nie przekonuje.
Być może, studencina spłukał się na śpiewaczki
i teraz leży pod drzwiami, a tamte mu ochłapy
przez okno rzucają. Różne zboczenia miały drogi
melomaństwa od zarania dziejów. I poleciał po
wsparcie do Mamusi. Ale, opanujmy się, bo jest w
Afryce takie powiedzenie: „Jestem biedny jak małpa.”.
Z którego by wynikało, że jego przydomek nic nie
znaczy. Mamunia nie nawrzucała mu od małp, ani nie
był w cudzysłowiu jego imieniem od biedy. Przecież
do dzisiaj są świątynie w Indiach choćby, gdzie
małpa jest zwierzęciem świątynnym, taką lokalną
świętą krową i to co chwyci, to jej.
Jednakże porzućmy ten
rynsztok, bo wcześniej autorka podaje, że w Ur była
klinika dla śpiewaczek pałacowych i świątynnych.
A mówimy o dość feministycznie chyba usposobionej
Ilsie Seibert, autorce książki „Kobieta Starożytnego
Wschodu”. Śpiewaczki także wtedy przybywały tam
zza granicy, oprócz lokalnych pań, które także
zaszczycały ludzi swoim śpiewem. O wszystkie
dbano, zapewniając im opiekę medyczną. W czasach
gdy nie było systemu społecznej opieki zdrowotnej.
Kierownictwo musiało się codziennie tłumaczyć
przed urzędnikami pałacowymi ze stanu zdrowia
pacjentek.
Jedno jest ciekawe – czym
był ów wielki dom śpiewaków. Czyżby to starożytna
opera? Ale ten wielki dom był przeznaczony dla śpiewaków?
Wierzmy tłumaczom – całość w tłumaczeniu
Ireny Wróblewskiej. W każdym razie, taki szacunek
i opieka przydałaby się współcześnie muzyce
wokalnej w Polsce. Gdzie światli ludzie, którzy
zatroszczą się o to? Wszędzie pełno spychologii
i niemocy. Ale nie byliśmy tu pierwsi. Może warto
spojrzeć wstecz i to bardzo daleko, aby się czegoś
nauczyć od tych, którzy byli przed nami. Troska o
te sprawy daje siłę krajowi. Stawia kraj na nogi.
Nie jesteśmy w tym nowatorami, ale zobaczmy, co
robili ci dawno temu.
Dziś, gdy nowy Babilon, tan
o którym śpiewał Bob Marley, zajął z zazdrości
siedlisko starożytnego Babilonu i toczy się tam
zadyma, pomyślmy czasem, jaki to skutek muzyczny
przyniesie. A skoro narobiliśmy bałaganu, to
opowiem bajkę:
Transformacja
Szmatę
nadziali na kija.
Ale
jaja. Ale chryja.
I
zmieniła się w chłopa.
Tak
człowiek stworzył mopa.
Nie jesteśmy nowatorami, bo
mopa znali już starożytni Rzymianie. To był ich
papier toaletowy. Na kiju była gąbka, maczał taki
ją w stojącym opodal wiadrze, wyciskał i do
liternictwa. Ot, cudowne źródło zarazy. Ale
dotykać gąbki łapami nie musieli.
I w takim szambie teraz siedząc,
napiszmy wreszcie o muzyce dzisiaj. Co ma ta nie
muzyczna bajka wspólnego z Ur? A co ma książka,
choćby gliniana tabliczka wspólnego z cywilizacją?
A co ma muzyka wspólnego z kulturą ludzką? Gdzie
w ludzie tkwi ten pierwiastek, że odczyta nawet
niewinny tekst jako obscenę? Jak wyglądałyby
nasze miasta bez porządnej szmaty i miotły? Ale
bez odrobiny nowatorstwa, jednakże sensownego, nie
obejdzie się nic. Muzyka także skona, gdy będzie
dreptać po ścieżce jedynie prawdziwego
nowatorstwa, które od lat już zajeżdża padliną.
Nawet transformacja płciowa takiej muzyce w niczym
nie pomoże. Nowość musi mieć siłę i
indywidualność. Może nie uda się jej narzucić
swojej wizji wszystkim zapyziałym oportunistom i
zachowawczo myślącym skostniałym konserwatystom,
ale może przekona bodaj jedną kobietę, jakoby
przeciwko której napisana jest ta bajka. Co byłoby
warte życie bez kobiet. Świat bez kobiety byłby
pustynią. To dla niej pisze się muzykę. Czemu? Bo
kobieta – tylko ona – naprawdę umie ją odebrać.
Tak było w Sumerze w mieście Ur i tak jest dziś.
Andrzej
Marek Hendzel
|