Dziennik Muzyczny
Strona głównaWpis Dziennika Muzycznego numer 270
Koszalin, 21. 09. 2024 r.
Wyobraźcie sobie tłustą jejmość. Zaraz będzie, że poniewieram ludźmi z nadwagą. Nie, to wstęp dopiero. Są tacy ludzie, opisujemy zatem proste fakty. Tłusta jejmość z jej dziećmi, z których chciałaby zrobić gwiazdy. Ma taka spory majątek, bo weszła przebojem do zamożnej rodziny i, lubiąc pieniądze, zadbała, by jej ich nie brakowało.
Jak weszła do rodziny? Zwyczajnie, standardowo na ciążę. Rodzice chłopca się nad nią zlitowali, chcieli mieć wnuka. I tak zaplenili sobie obecnie tłustą jejmość. Powiecie, że ona ciężko pracowała, by mieć. A ilu znacie ludzi, którzy całe życie ciężko pracowali i nic nie mają. Nie są rozrzutni, nie mają nałogów a jakoś majątek nie przybiera. Są ludzie, szczególnie w Polsce, gdzie wyrżnięto inteligencję i klasę posiadającą opartą na wielopokoleniowej tradycji, którzy umieją się wśliznąć w układy lokalne, by trzepać kasę. Jeśli sądzicie, że u nas większość firm powstała dzięki mądrym i nowatorskim pomysłom, to załóżcie kabaret. Wystarczy, że podzielicie się tymi swoimi myślami z publicznością a sukces murowany. Latami taka żerowała na cudzych umiejętnościach dostosowawczych. I po drodze wymyśliła sobie, że jej dzieci będą gwiazdami.
Jedno dziecko pompowali we wszystko, by nauczyło się muzykować. A ono nic tylko w gry na komputerze. Łapy w kieszeniach i poszukiwanie pilota do telewizora. Na pytanie, czego szukasz w tych kieszeniach, jest błyskotliwa odpowiedź: „Pieniędzy.”. Dziadziunio wziął wnusia do firmy a wnusio tylko kradł. Dziadziunio płakał po kątach, ale obwiniał wszystkich tylko nie wnusia. I wnusio sobie poszedł na swoje z tego, co nakradł. Tak dbał o swoje dziedzictwo po tatusiu. Mamusia też kradła, bo skoro wnusiowi uchodzi na sucho a ona i tak kradła od lat, to dokradnie jeszcze. Niegdyś biedny chłopak, chudzielinka, który wziął sobie taką jejmość na kark, też przytył, wręcz się spasł i też zaczął okradać własną firmę, bo dziadziuś dla ratowania rodziny dał mu lwią część udziałów. Ale i u niego ambicje pozostały, by jego dzieci były gwiazdami. A dzieci nic nie umieją, nie objawiają żadnego talentu ani chęci szlifowania tych marnych zdolności, które odziedziczyły po rodzicach. Córunia tatunia brzdąka i nic. Ma za to talent do kłamstwa i robienia sobie tatuaży. Powiecie, że dziś każdy sobie robi tatuaże. Zobaczcie polskie filmy z początku naszego wieku. To niedawno było. Co szokuje prowincjusza, sadownika, gdy rozpytuje o córunię w takim filmiku jak „Warszawa”? Wybitna elokwencja jej koleżanki? To, że ta proponuje mu układ na tylną część ciała, choć raczej to się mieści w nieco innych okolicach? Widzi wytatuowaną – ledwo co, jak na dzisiejsze standardy – dziewoję a już ma dość tego wszystkiego.
I rodzi się trzecie dziecko. Mała księżniczka w ubrankach dla krasnali. Dziadkowie wariują. A rodzice i to dziecko pakują na minę swoich zachcianek – też chcą, by było gwiazdą. Zmuszają ją do tańczenia estradowego. A dzieciak nie ma talentu. Nie ma poczucia rytmu, ma twarde ruchy bez gracji, niezbędnej do tańca. Brakuje mu wyobraźni, wrażliwości i pasji. Ale nic, tatuś zapłaci sędziom na konkursach i będzie dobrze. I ile tak można? A nie lepiej, by taka nauczyła się czegoś pożytecznego? Została weterynarzem albo murarzem. Do tego też potrzebna jest kondycja fizyczna. Zostanie w rodzinie, pomoże rodzicom w utrzymaniu ich chlewa, rodzinnych zwierzątek i jejmości z nagłówka. Będzie piękna sytuacja, wszyscy będą syci i owca wyjdzie z tego cało. A tak dziewuszysko nabiera cech rozrośniętego chwasta, który ją zniszczy na całe życie. Takie autopochłanianie. Wyniszczy resztki jakiejkolwiek emocjonalności, szacunku dla ludzi a zostanie tylko roszczeniowe: „Daj.”. I żeby to było branie dla rozwoju czegoś twórczego. Nie, zostają tylko chore ambicje rodziców z ich kompleksami, poczuciem swej niskiej wartości mimo ogromnego majątku, który zdobyli swoją nieuczciwą pracą. Pracowici złodzieje, pozostają złodziejami. Dajmy spokój złodziejom, bo tacy często wchodzą na złą drogę, bo brakuje im na życie. Tu zaspokajane jest tylko kłębowisko potrzeby zbytków, chciwości, zachłanności i tych ambicji. Tej nijakości.
Odczepmy się od chciwości, bo ta podobno jest motorem postępu, tak twierdzi obecny prezydent Argentyny. Niechaj mu będzie, jak dotąd niczego nie udowodnił mądrego a jego kraj jak się staczał, tak się stacza. I po latach przypisywania sobie zasług, jakimi to oni są gospodarnymi biznesmenami, nastąpił krach. Wszelkie złodziejstwo, rozpasanie, brak hamulców w dogadzaniu sobie na różne sposoby przywołał widmo upadku. Upadek już jest. Tłuszcz jednak nie został wytopiony do słoików na ciężkie czasy a dalej pomyka na dwu nogach. Dalej roztacza swój odorek wokół siebie, że jej dzieci mają być gwiazdami.
Na szczęście talenty rozdaje Bóg. Nie są z partyjnej listy, ani z giełdowej tablicy. Nie da się ich zawłaszczyć, ukraść ani nabyć. Bóg jednemu daje, drugiemu nie. Ten drugi też mu jest do czegoś potrzebny: By był wyedukowaną publicznością. Tylko tyle i aż tyle. Taki ciężaru talentu nie udźwignąłby i dlatego go nie dostał. Czemu nie cieszy się tym, kim jest? Czemu nie cieszy się swoim stanem a w tym stanem posiadania? Skąd w nim ta amuzyczna chęć zagarnięcia czegoś, czego zagarnąć nie można? To może być temat na libretto opery, albo raczej na jakiś kiczowaty dramat w stylu brazylijskich seriali.
Czemu to poruszam akurat w Dzienniku Muzycznym? Potraktujecie to jak bajkę. Opowiadam historyjkę zmyśloną, jak cały świat wokół nas. Płyną takie historyjki po ekranach, spijają żywotne soki ludzi. Do muzyki nic to nie wnosi, bo nawet ja o tym żadnej muzyki pisał nie będę. A wątpię, by kogokolwiek innego zainteresowały takie nietwórcze jejmości i jej przychówek. Żeby to chociaż zainspirowało do arii Królowej Nocy, jak to sprytnie pokazał żyd dramaturg i żyd reżyser okazując teściową Mozarta. Transformacja z rozdartego ryja w ponadczasową arię.
Gdyby takie sceny były takim natchnieniem do pisania muzyki, to największymi kompozytorami byliby właściciele chlewni i świniopasy. Setki wygłodniałych oczek, które pragną, by ich dzieci nie miały zawiniętego ogonka i były gwiazdami na nieboskłonie. Tego nie wytrzyma żadna klawiatura ani nawet pancerne pióro wieczne. To wyrywa się muzycznemu pojmowaniu świata.
Andrzej Marek Hendzel
Do góry